Mam nadzieję, że uda mi się zebrać więcej informacji na ten temat, by powstał poważny artykuł.
Jakiś czas temu wróciłem z Francji, gdzie przebywałem tylko jeden dzień. Tego właśnie dnia poznałem pewną panią N., w wieku około czterdziestu lat, mającą dziesięcioletnią córkę. Kobieta skromna, wyciszona, uczynna, pozytywnie nastawiona do całego świata. Około trzech lat temu, po wizycie u medium (z opisu wynikało, że owe medium jest wiarygodne - co się rzadko zdarza) odkryła w sobie dar leczenia magnetycznego. Na początku eksperymentowała na bliskich, później przychodzili do niej sąsiedzi, aż w końcu leczy osoby zupełnie jej obce. Pani N. nigdzie się nie reklamuje i nie pobiera opłat :) Z biegiem czasu nauczyła się rozpoznawać choroby poprzez różne rodzaje mrowienia w własnej dłoni, którą zawsze zbliża do chorego miejsca. Czasami pacjent, w trakcie seansu oznajmia, że ból mu przeszedł (i seans się kończy), a czasami pani N. czuje nagłe, magnetyczne odepchnięcie jej dłoni od leczonego, i to również oznacza, że seans należy zakończyć. W trakcie leczenia pani N. w myślach modli się do Boga i prosi o pomoc swego Ducha opiekuna wraz z wszystkimi duchami, które również mogą okazać się pomocne. Gdy tego nie uczyni, seans jest bezskuteczny. Pani N. do około trzydziestego piątego roku życia była ateistką.