W moich prosbach/rozterkach zwracalam sie zawsze do wewnetrznego zrodla poprzez czakre serca i oczekiwalam troche innej odpowiedzi od zrodla niz to w jaki sposob je otrzymalam.
W moich wizjach zaczela pojawiac sie postac Jezusa... ktora odpowiadala mi na pytania wprost lub pokazujac mi pewne sytuacje. Musze tu wyjasnic ze ja jakos wczesniej hmm...nie palalam jakas wielka empatia do tej istoty zwanej Jezus, byla mi raczej obojetna....Na moje wewnetrzne prosby do zrodla zaczely pojawiac sie wpierw sny w ktorych to ujrzalam wpierw jak by obraz z Jezusem i sercem w cierniach ktore plonelo, nastepnie znowu obraz tym razem z jego serca wychodzily promienie, pojawiala sie rowniez NMP. To byla seria snow majaca miejsce wszystkie w ciagu jednego tygodnia.
Ktoregos dnia po prostu stanol przede mna twarza w twarz, jak rowny z rownym ale mimo to cala soba czulam kim jest , byla to wysoka postac okolo 190 ,nie bylo w tym strachu ale wielki szacunek , on rowniez traktowal mnie z szacunkiem, nie bylo w tym jakiejs sztucznej swietosci/fajerwerkow ale wewnetrznie wyczuwales powage tego spotkania.
Pamietam to spotkanie do dzisiaj ze wszystkimi szczegolami i odczuciami jakie mi towarzyszyly jak by to bylo wczoraj mimo ze od tego pierwszego spotkania uplynelo juz sporo czasu....Wtedy powiedzial mi "wiara Cie uzdrowi" pokazal mi obraz jak energia przeplywa przez cale cialo , co z czym i dlaczego.
Tym sposobem zaczela sie moja "przygoda" z praca z energiami w szerokim aspekcie tkz. "duchowego uzdrawiania" czego jeszcze wlasciwie na poczatku nie rozumialam i nie mialam pojecia....jak trudna to jest droga.
Musialam stoczyc sama z soba walke ze swoimi obawami/strachem, nie bylo to latwe zwlaszcza gdy rodzina , znajomi mowili Ci co ty robisz, idz do lekarza, umrzesz itd. i jednoczesnie Twoje wlasne obawy,strach, niewiara stawiana przeciw Twojemu doswiadczeniu/wizji z Jezusem i jego slowu...Mimo to pokonalam wlasne leki i odzyskalam zdrowie , nauczylam sie rowniez jak pomoc innym.
Po wielu, wielu latach innym razem gdy mialam juz dosc tego skafenderka i tej planety i na poziomie ducha postanowilam ze chce wrocic juz do domu....a wiem jak doprowadzic do "naturalnej" smierci skafanderek by nie odpowiadac za tkz."samobojstwo" poprzez tylko sama wole wycofania sie z zycia .... Znowu mialam z nim spotkanie....tym razem pokazal mi jak to jest i co czujesz po fizycznej smierci i te poczucie ze juz jest wszystko skonczone/nieodwracalne a przychodzi Ci wtedy refleksja ze jeszcze to i tamto mogles zrobic w tym skafanderku i te narastajace poczucie nieukojonego zalu ...niespodziwalam sie wtedy ze moge tak tesknic/byc przyklejona do "zycia" ,nastepnie pokazal mi/odblokowal pamiec i to z jakim nastawianiem/emocjami schodzilam tutaj na ziemie za nim sie wcielilam...to jest po prostu do... nieopisania....z jakiego poziomu tu startujemy , po tym doswiadczeniu stwierdzilam ze jednak jeszcze troche tu zostane i sie pobawie...
Przy okazji jestem w stanie zrozumiec dusze ktore zdecydowaly sie tutaj na ziemi na bardzo trudne doswiadczenia....bo z pulapu z ktorego tutaj startujemy jako dusze nie znamy slowa strach/niemozliwe...Trudno jest opisac te doswiadczenia/uczucia/emocje, zwlaszcza komus kto nigdy nie doswiadczyl takich przezyc.
Wlasciwie zawsze zastanawialo i zastanawia do dzisiaj czemu akurat ta postac/istota towarzyszy i wspiera mnie w zyciu, nie mozna mnie zaliczyc do katolikow czy wyznawcow jakiejkolwiek religii/dogmatu a mimo to On mnie ciagle wspiera i pojawia sie gdy tego najbardziej potrzebuje, lub gdy sie gubie...Nie potrafie tego wytlumaczyc. Nauczylam sie jednak jednego ,ze moje serce/sumienie jest dla mnie najlepszym przewodnikiem i nim sie zawsze w zyciu kieruje , wlasnie tym cichym glosem ktory mowi mi jak postepowac, choc ja mam czasem wrazenie ze on krzyczy wrecz w niektorych sytuacjach ale to moj indywidualny odbior tego