Historia jest tragiczna,jednak zawiera w sobie elementy,które nas,spirytystów,utwierdzają w wierze a i innym ludziom powinny dać wiele do myślenia.
Jest to opowieść taty 6-letniego Michałka,zwanego Misiem,który na swym blogu opowiada o walce z choroba i ostatnich chwilach życie swojego synka,cierpiacego na nieuleczalny nowotwór złosliwy.
Misio odszedł 28 stycznia o godz.16.00.
Oto fragmenty blogu:
25 stycznia
"...Misio zaszokował nas pewną wypowiedzią,że przedwczoraj była u niego babcia ,Iwony mama,która jak wiecie nie żyje i że chciała Misia wziać do siebie do nieba,ale Misio jej powiedział,że nie pójdzie,bo chce być z nami i że babcia mówila,że ma tam w niebie inne babcie i dziadków i to nas przeraziło,że Misio daje nam jakies znaki..."
27 stycznia
"...nocka Misiowi minęła niespokojnie,cały czas się budził i miał dziwne sny,bo w pewnym momencie mowił "ja nie idę", a jak rano się przebudził pytałem Misia,czy coś mu się śniło,to mówił,że nic..."
i późniejszy wpis z 27 stycznia
..."spał ze trzy godziny i też cos mu się śniło,bo krzyczał "nie"...a jak się obudzil i pytam,co mu się śniło,to mówi,ze nie,jakby nie chciał powiedzieć,...jak nie śpi i siedzi to jest taki moment,że odjeżdza,jakby był w innym świecie a po paru minutach ocknie się i pyta "gdzie ja byłem?"
Słowa Misia przypomniały mi,co mówil mój syn w dniu swej śmierci(tracił już wówczas przytomnosć)"otwórzcie okno,siądę na parapecie i wyfrunę".
Najwyraźniej dusza osób długo chorujacych zdaje sobie sprawę z tego,ze odłącza sie od ciała i owo odłaczanie sie to proces stopniowy.
Mam nadzieje,że rodzice i bliscy Misia nie poczytają mi za złe,ze zacytowałam fragmenty blogu-ich synek dał przecież bardzo wazne swiadectwo...