Lukasa propozycja jawi mi się wspaniałą. Oczywiście nic nie mam przeciwko kubeczkom i koszulkom.
Wiecie, kiedy byłam jeszcze uczennicą szkoły podstawowej, popularne były wśród młodzieży akcje tzw. niewidzialnej ręki. Co robiliśmy wtedy? Ano pamiętam, że np. najpierw zbierało się i sprzedawało butelki, makulaturę czy złom. Za uzyskane pieniądze, kupowaliśmy chleb, bułki, mleko, masło i ładnie zapakowane, zostawialiśmy pod drzwiami ludzi, których wytypowaliśmy czy wydawali się nam najbardziej ubodzy. Czasem był to też węgiel, drewno (zimą). Sprzątaliśmy też opuszczone czy zaniedbane groby na cmentarzach. Czasem to było tylko sprzątanie parków albo odśnieżanie przed domami ludzi starszych, którym nie miał kto pomóc. Czerpali z tego radość i malutką pomoc nie tylko ci ludzie, którzy akurat znaleźli się w trudniejszej życiowej sytuacji, ale też my. Łza się w oku kręci, kiedy to teraz wspominam. Czy teraz młodzież, sama i spontanicznie, organizuje się w takie grupy? Jakoś już o tym nie słychać. Pewnie biegając na dodatkowe lekcje języków, muzyki, tańca, czy inne, by sprostać wymogom rodziców, może mody, może innym, nie mają już na to czasu, a szkoda...
No to sobie powspominałam, jak to drzewiej bywało.
Pozdrawiam serdecznie!:)
m.