Pozwolę sobie dodać coś jeszcze. Taka osobista refleksja.
Bernard Russell twierdził, że trzy namiętności rządziły jego życiem. Były to: pragnienie miłości, bo dawało ekstazę i chwilową ulgę w osamotnieniu, drugą namiętnością było poszukiwanie wiedzy, a trzecią, dojmujące współczucie dla rodzaju ludzkiego. Miałam podobnie jak on. Kiedyś...
Russell twierdził również, że miłość i wiedza wiodły go zdecydowanie w górę, ale współczucie ściągało na ziemię.
Czuł, że jednak coś tu jest nie tak.
Przyznam szczerze, że ja też.
Pewnego dnia odkryłam, że problem stanowi słowo "namiętność". Bezwarunkowa Miłość, by zaistniała, wolna być musi właśnie od przywiązania, namiętności, chęci zaspokojenia, walki o przetrwanie, zatem oczyszczona z cech typowo ziemskich i ziemskiego jej rozumienia. Kiedy to sobie uświadamiasz jasno i w pełni, przestajesz pragnąć, szukać, czekać. Wiesz już, że zawsze to miałeś w sobie, że Jesteś Miłością. Cała reszta więc, także współczucie, zawiera się w niej, będąc integralnym elementem Miłości. Wtedy już nie myślisz o wznoszeniu czy ściąganiu w dół. Zanikają takie myśli. Takie również. Wtedy po prostu Jesteś.
Pozdrawiam i życzę Dobrego Dnia.
m.