Po przeczytaniu wielu tematów i postów na forum, w którym wielu wypowiadających dziwi się niechęci Kościoła [będę używał tego terminu, ale mam na myśli nie tylko Kościół katolicki lecz także wszystkie "mainstreamowe" wspólnoty chrześcijańskie, np. Cerkiew (czy raczej Cerkwie - w każdym kraju jest autonomiczna) Prawosławną czy wspólnoty luterańskie, kalwińskie itp., pomijam unitariam, któych mało kto uważa za chrześcijan)] do spirytyzmu kardecjańskiego. Pojawiały się opinie "przecież uczy tego samego" albo bagatelizowano różnice powołując się na przykład ks. Brune i łącząc -słusznie zresztą - księży najbardziej zwalczających spirytyzm (Zwoliński, Posacki) z nurtem najbardziej konserwatywnym. Pewne rzeczy trzeba sobie jednak jasno powiedzieć i to w dyskusjach jakoś nie wybrzmiało.
Nie sądzę, aby oficjalna nauka Kościołów chrześcijańskich kiedykolwiek zbliżyła się do spirytyzmu kardecjańskiego. Mam tu na myśli oficjalną teologię, nie zaś poglądy poszczególnych księży np. w Brazylii czy świadomość ogółu wiernych. Nie mam też na myśli eksperymentów parapsychicznych, bo te np. popierał - według jednej z relacji - tak konserwatywny papież jak Pius XII, po to aby udowadniać nimi prawdy wiary chrześcijańskiej.
Moim zdaniem nieprzekraczalne różnice, które nie pozwolą na "pojednanie" chrześcijaństwa i spirytyzmu kardecjańskiego są takie:
1. (Wbrew temu co sądzą niektórzy) Podstawą chrześcijaństwa nie jest etyka seksualna czy przyjmowanie księdza po kolędzie. Nie jest nią jednak także pomoc biednym czy wypełnianie nawet najwznioślejszych nauk Jezusa. Podstawą chrześcijaństwa jest wiara w to, że cieśla - wędrowny nauczyciel żyjący w okupowanej przez Rzymian Judei za panowania Augusta i Tyberiusza, nie był takim człowiekiem jak każdy z nas, tylko Bogiem, który zstąpił na świat dla zbawienia ludzi i po swojej śmierci na krzyżu powstał z martwych. Spirytyzm kardecjański, o ile rozumiem - jak się mylę, poprawcie - uważa Jezusa za człowieka, wcielenie bardzo wysoko rozwiniętego Ducha, który dał pozytywny przekaz moralny innym, ale sam nie jest Bogiem. Dla Kościołów chrześcijańskich jest to odrzucenie podstawy wiary. Chrześcijanin to ten, który wierzy że Jezus z Nazaretu jest Bogiem. Za zakwestionowanie tego np. wyleciał z Kościoła ks. prof. Tomasz Węcławski (obecnie po zawarciu ślubu i przyjęciu nazwiska żony Tomasz Polak).
2. Drugą z postaw wiary chrześcijańskiej jest przekonanie że istnienie człowieka wygląda tak: jednokrotne wcielenie, śmierć, potem sąd szczegółowy: niebo/piekło/czyściec (ten ostatni odmiennie interpretowany w prawosławiu, odrzucany w protestantyzmie). A na końcu czasów zmartwychwstanie ciała. Pomijam tu problemy i dyskusje teologiczne dotyczące statusu osoby pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem ciała: tu często brak jednoznaczności.
Te dwa powody, które stanowią moim zdaniem nie jakieś marginesy tylko "twarde jądro" wiary chrześcijańskiej powodują moim zdaniem fakt, iż jest mi bardzo ciężko sobie wyobrazić akceptację dla spirytyzmu w oficjalnej nauce Kościoła. Zwłaszcza, iż mam wrażenie iż pontyfikat konserwatywnych Jana Pawła II i Benedykta XVI i ich potencjalnego następcy (ów) [ Kolegium Kardynalskie obecnie jest przeważająco konserwatywne] i zmiany społeczne, sprawiające iż przy Kościele zostają osoby silniej wierzące, a te "letnie" się laicyzują, sprawiają iż perspektywa otwarcia się Kościoła na te głosy jest co raz mniej prawdopodobna. Przykładem może być np. potępienie spuścizny o. Anthony de Mello a nawet wciąż niechętna postawa (55 lat po śmierci!) kościelnej "prawicy" wobec dorobku o. Teilharda de Chardin.
Nie wiem co Wy myślicie na ten temat, jeśli przedstawiłem coś inaczej niż u Kardeca czy jego następców, to przepraszam, moja znajomość ich dzieł ogranicza się na razie do materiałów przeczytanych na tej stronie i postów z forum.