Mirek pisze:I nie do końca się z Tobą zgodzę. Potrzeba to nie miłość, to tylko potrzeba.
Rodzice kiedy nie chcą aby dzieci ich opuszczali, np. gdy daleko jada na studia, to nie dlatego, że je kochają i się o nie martwią ale dlatego, że będą się źle czuli bez ich obecności.
Wiesz jest to niezwykle trudne żyć w ten sposób jak opisuje to Athony. Sam tak nie potrafię jeszcze żyć. Tak żyją przeważnie Mistycy, Pustelnicy, Jogini.
Wiesz Mirek , nie dajmy sobie wmówić , że czucie się dobrze w czyimś towarzystwie to egoizm. Jeżeli czuję się dobrze w towarzystwie swoich dzieci i one wyjadą na długo, to wiadomo że będę czuł się gorzej . Czy mam w związku z tym , żeby tego uniknąć - doprowadzić do pewnego "chłodu uczuć" , obojętności - w stosunkach ze swoimi dziećmi , czy powinienem się czuć "neutralnie" ? - jeżeli tak , to jakie są konsekwencje dla dzieci ? Przecież one będą cierpieć mając obojętnych rodziców ?! Zgroza.
Dzieciom należy się miłość ale też poczucie że im na nich zależy to samo dotyczy innych bliskich.
Reasumując, są takie dobre przysłowia "nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu" , "nie wylewaj dziecka z kąpielą" albo też inaczej - we wszystkim potrzebny jest umiar - także w zasadzie nieprzywiązywania się, więc nie przywiązujmy się NADMIERNIE (czyli bardzo mocno) do pieniędzy, przedmiotów , także osób - co oznacza że nie powinniśmy uzależniać swojego samopoczucia od tych zewnętrznych uwarunkowań - ale bez przesady , ja uważam że należy świadomie się angażować wiedząc że możemy zostać zranieni, urażeni itd., to jest część naszego życia. Człowiek żyjący w społeczeństwie musi się angażować żeby rozwijać się poprzez miłosierdzie, gdy pomagasz potrzebującym - możesz zostać przez nich źle potraktowany , urażony , zwyzywany , czy potraktowany z niewdzięcznością - to jest ryzyko itd.