W toku różnych dyskusji jakie maily ostatnio miejsce na tym forum, pojawila mi się taka myśl.
Czemu nie rozróżniamy religii od filozofii. To znaczy, czemu mowiac o katolicyźmie mowimy o chodzeniu do koscioła i naukach katolickich. a nie rozdzielamy od siebie tych dwóch rzeczy. (i nie mowie o kwestii rozdzialu wiary od religii)
Wydaje mi się, że jeśli udaloby się nam dokonac rozkładu wszystkich wierzeń na ich formę religijną i filozofię to doszlibyśmy do wniosku, że mimo wielu różnic na tle religijnym, ogolna myśł filozoficzna sprowadza się do tego samego mianownika. przecież judaizm, islam, chrześcijaństwo, buddyzm itp itd (we wszystkich odmianach) jako filozofia sugeruje ze czynienie dobra jest droga do nagrody w postaci wiecznego i szczęsliwego życia. Jako religie sa jednak niezwykle różnorodne, czasem odmnienne w szczególach, czasem różniące się w kwestiach dogmatycznych - każda jednak wskazuja swoją, specyficzna tylko dla siebie ścieżkę na dotarcie do prawdy.
pozwolę sobie zatem na wniosek, że wszelkie religie opierają się na tej samej bazie - będacej nazwijmy to umownie "filozofią alfa". Dopiero w toku róznicowania się kulturowego wśrod ludzi "filozofia alfa" obrastała w legendy i mity, o których pamięć przerodziła się w obrzędy a te wkońcu w sposób naturalny łączyły się z filzoofia alfa i tym sposobem stawaly się samodzielnymi tworami filozoficznymi.
Jaką pozycję w takim układzie zajmuje f. spirytystyczna czy jest tylko pochodną, ( i jeśli tak to jak bardzo zmutowaną wersją "filozofii alfa") czy też może jest właśnie tą bazą.
Myslę, że koncepcja nowa nie jest, ale jakoś nie dostrzegłem na forum aby ktoś w to wcześniej poruszał.
zapraszam do dyskusji.