Od dziecka fascynował mnie i niezwykle ciekawił, że tak to ujmę, pop-kulturowy spirytyzm. Od zawsze temat zaświatów i duchów był obecny w moich myślach. Na wielu płaszczyznach - opowieści z dreszczykiem, badań nad niewytłumaczalnymi zjawiskami, szukania odpowiedzi na pytanie "co po śmierci?". Nigdy jednak nie przypuszczałem, że istniał ktoś taki jak Allan Kardec. Ktoś, kto tak dokładnie i, przede wszystkim, profesjonalnie opisał PRAWDZIWY spirytyzm.
Moja Mama od zawsze lubiła oglądać RealityTV (teraz Zone Reality). A jak posiadacze kablówek i cyfrówek wiedzą, jest tam sporo "paranormalnych programów". Pamiętam jak na seansie polegającym na komunikowaniu się medium na scenie, usłyszałem, że wyczuwa... konia. Zbiło mnie to z tropu, gdyż zakładałem, że albo jest reinkarnacja w zwierzątka ale jednak duchów ludzkich, albo zwierzęta duszy w ogóle nie mają. Potem to się wyjaśniło...
W innym programie panie medium kontaktowały się z duchami zmarłych aby ulżyć cierpieniom rodziny. Jeden z obejrzanych odcinków zainspirował mnie do poszperania w Internecie o drabinie duchowej. Okazało się, że ktoś prowadził takie badania! Zaprowadziło mnie to wszystko na stronę Wikipedii, tam przeczytałem o "Księdze Duchów". Bylem tak zaskoczony i zafascynowany moim odkryciem, że natychmiast udałem się na allegro i wklepałem "kardec księga duchów" i zamówiłem (oczywiście przedwojenny przedruk...) - wraz z dwoma powieściami i mocno katolickim przewodnikiem "Wierzę w życie pozagrobowe" (tańsza przesyłka była ;D a książki taniutkie, bo antykwariat).
W dodatku w tym czasie Mama dostała zdjęcie od znajomej, która widziała "bliżej niezidentyfikowaną smugę" (mam do tej pory na komputerze). Nie paliła papierosów, żadnych kadzidełek ani nic, a jednak na pewien czas zaczęła formować się jakaś smuga przypominająca kształtem małe dziecko...
Chociaż byłem zauroczony i napalony na tematykę spirytyzmu i dzieła Kardeca, to jednak jego książki czytam baardzo długo. Ale czasami niektóre fragmenty po kilka razy. KD zacząłem czytać na jesień 2008 a skończyłem chyba w lutym 2009 Potem na Merlinie zamówiłem jeszcze "Jak kontaktować się z tamtym światem", a w listopadzie na targach Zdrowia i Niezwykłości zdobyłem, ku mojemu zachwytowi, "Niebo i Piekło" W tym samym czasie natrafiłem na stronę PTSS i zrobiło mi się miękko ze szczęścia. Czułem się zupełnie sam, odosobniony ze swoim spirytyzmem... a tutaj... No i pierwsze co zaspamowałem GG Konrada xD
Generalnie od paru ładnych lat szukałem wyjaśnień na temat zaświatów. Wędrowałem między krótkimi, często zafałszowanymi nowinkami ezoterycznymi a religiami. To pierwsze nie dawało mi satysfakcjonujących odpowiedzi, a to drugie... Cóż. Odpychała mnie instytucja Kościoła, która ze swoimi dogmatami wydaje mi się przestarzała i nieprawdziwa. Zastanawiałem się nad ateizmem, agnostycyzmem. Nie byłem w stanie zaprzeczyć temu, że na świecie zdarzają się niewyjaśnione zjawiska czy manifestacje. Chociaż sam nie byłem świadkiem żadnych niezwykłości, to moje przekonanie o prawdziwości zaświatów jest silnie zakorzenione "od zawsze" w mojej świadomości, że było to tak oczywiste jak to, że ptaki potrafią latać. Jednak ezoteryka często bywa przesadzona i zbyt bajkowa, a "katolicki" Bóg budził respekt, bo był... zły. Zły, niesprawiedliwy, a nawet okrutny. Mam być dobry, żeby nie trafić do piekła. A "dobry" nie zawsze oznacza dobry. Bo nie rozumiałem w czym jest dobre to, że siedzę w kościelnej ławce i odklepuję te same formułki... Siedziało ciągle we mnie przekonanie, że w dużej mierze to kłamstwo. Jeśli będę dobry, to nie można mnie skazać na jakieś okrutne kary, bo nie stosowałem się do zasad Kościoła...
I tak spirytyzm wyjaśnił mi wszystko czarno na białym. Na początku przyszła fala samozachwytu, że przecież ja to wszystko przeczuwałem, że tak właśnie musi być. Potem, na szczęście, ochłonąłem, bo jednak czeka mnie duuużo pracy... Poczułem, że właśnie przez takiego "spirytystycznego" Boga jestem naprawdę kochany (jak to zawsze zapowiadał Kościół). Pojawił się w związki z tym pewien problem. Kiedyś zwracałem się do Boga. Teraz, wolę zwracać się do Ducha Opiekuna, bo respekt przed Bogiem mnie onieśmiela i paraliżuje (bo zrozumiałem, że to PRAWDZIWY Bóg... - nie wiem czy mnie z tym rozumiecie...)
Bardzo chciałbym wstąpić do PTSS (aczkolwiek z tym muszę jeszcze poczekać, bo bądź co bądź łączą się z tym pewne wydatki). Aktualnie próbuję "na coś się przydać" i próbuję pomagać na forum jak tylko potrafię. Podsyłam znajomym książki, mówię głośno o spirytyzmie. Udało mi się swego czasu umówić z uprzejmą panią bibliotekarką, abym zostawiał u niej każdy numer kwartalnika w dziale z prasą, aby każdy zainteresowany mógł przeczytać. Jednak od września chyba nie uda mi się "wcisnąć" drugiego numeru (nie spodobało się to pewnym osobom...).
I to chyba cała moja historia drogi do spirytyzmu