Witam,
jestem tu nowa ale Wasze wątki czytam od około dwóch tygodni. Nie przeczytałam jeszcze całego. Postanowiłam odważyć się i napisać gdyż nurtują mnie pewne pytania.
W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia w tamtym roku odeszła moja mama czyli niecałe półtora miesiąca temu. Nie mogę się otrząsnąć po tym. Jej odejście było dla mnie i dla mojego taty (84 lata) ogromnym zaskoczeniem mimo iż mama chorowała. Tata po jej śmierci podupadł na zdrowiu, czeka go szpital-czeka na termin.
Wieczorami płaczę, czuję żal, bezsilność. W dzień jest jako tako jako, że praca wymaga ode mnie ogromnego skupienia.
Parę słów o mamie – Danusia, 72 lata, 2,5 roku chorowała na Alzhaimera. Przed chorobą wspaniała kobieta, uwielbiająca dzieci i pomagająca ludziom. W ostatnim stadium choroby nie wiedziała jak się nazywa, co znaczą podstawowe słowa np. stół, głowa, zupa itd., prawie nie mówiła. Odpowiadała tylko „tak”, „nie”, „nie wiem” ale i tak nie podejrzewaliśmy z tatą, że nie wiedziała o co pytamy, gdyż nie znała słów i ich znaczenia. Długo pisać o tej chorobie odzierającej z godności ale to nie to forum.
Emocjonalnie byłam bardzo żyta z mamą. Rano myłam ją, ubierałam, prowadziłam do kuchni gdyż sama nie mogła trafić (3 metry od łazienki). Wieczorem karmienie, mycie, ubierałam do snu, kładłam do łóżka. Była najwspanialszą mamą, kochałam ją bardzo. Świat mój zamarł, zatrzymał się po odejściu mamy.
Nurtują mnie następujące pytania. Czy osoba, która umarła a która za życia nie rozumiała podstawowych pojęć gdyż były „dziury” w mózgu spowodowane chorobą rozumie wszystko, wie gdzie iść, wie co to światło? Czy tam też jest taka zagubiona i pełna lęku przed nieznanym jak tutaj na ziemi?
Mówię mamie, żeby nie zostawała tutaj z nami, pomimo naszego żalu i naszych łez, żeby szła do światła, ale czy ona to rozumie? Czy dobrze robię że jej tak mówię? Czy to właściwe?
Rozmawiam z mamą a właściwie mówię do niej codziennie, nie ma dnia żebym o niej intensywnie nie myślała. Proszę ją żeby przyszła do mnie, żeby powiedziała czy jest zdrowa i szczęśliwa. Czy nie ściągam jej tutaj za często, czy jej nie szkodzę?
Kolejna sprawa - Sny. Śni mi się od około 2 tygodni prawie codziennie. Sny są raczej ciężkie. W snach są sytuacje takie jak były w życiu, chodzimy do lekarzy, załatwiamy leki, jakieś przy tym trudności itp. Często śni mi się szpital. Wczoraj śniła mi się mama na peronie dworca kolejowego. Dużo ludzi niosło wielkie grzyby i ona stwierdziła, że się na nie wybierze. Ja odradzałam. Później widziałam jak , leżała na peronie bo chyba zemdlała, bardzo niekorzystnie wyglądała (tak jak po śmierci gdzie całkowicie się zmieniła), wokół kilka osób mówiło żeby pogotowie wezwać. Ja szłam z jakimś małym dzieckiem w wózku (a ja nie mam dzieci). Staję na peronie przy mamie z tym wózkiem. Za wózkiem tata który też zasłabł. Obudziłam się mokra.
Co te sny mogą oznaczać? Czy to moja podświadomość i lęk o tatę w związku z jego stanem zdrowia czy mama mi chce coś przekazać?
Od paru dni nie czuję obecności mamy, jest jakaś wielka pustka. Jakby energia w mieszkaniu się zmieniła (ale to może moja nadinterpretacja). Czy mama jest przy mnie? Może ktoś z Was to czuje, widzi
Przepraszam za tak chaotyczny wpis. Jest to dla mnie trudne i gdy o tym piszę emocje sięgają zenitu. Bardzo proszę o odpowiedź.