Zarówno w Księdze Duchów jak i innych pozycjach Duchy podkreślają, że to zasługi są kluczem do osiągnięcia szczęścia. Innymi słowy - wszystkie życiowe trudności i próby muszą ostatecznie zostać pokonane przez nas samych (przynajmniej ja to tak rozumiem).
W związku z tym czy modlitwa o pomoc w ich przejściu ma sens? Czy jeśli pomodlimy się np. o wybawienie z jakiejś trudnej sytuacji życiowej i Bóg nam pomoże, to czy nie będzie to tak na prawdę zmniejszenie próby i w rezultacie w przyszłości będziemy musieli ponownie zmierzyć się z nią, aż "sami" nie damy rady jej przejść? I czy wymówka, że jesteśmy za słabi na jakąś próbę jest wystarczająca by z pomocą Boga już ją "zaliczyć"?
Z drugiej strony jednak nie można zaprzeczyć, że właściwie wszystko co robimy dzieje się przy udziale Boga, bo świat duchowy ma nieprzerwany wpływ na świat materialny. Więc może jednak należałoby traktować modlitwę po prostu jako jedno ze skuteczniejszych i przede wszystkim "legalnych" narzędzi do pokonywania prób raz na zawsze.
Co sądzicie na temat? A może myślę zbyt zero-jedynkowo co często zarzucają nam Duchy ?
(Pomijam oczywiście sytuacje w których już tylko modlitwa może coś zmienić.)