Miałam 3,4 lata i jak bawiłam się na działce u mojego dziadka, przewróciłam się i wpadłam na kable wysokiego napięcia prowadzące cala instalacje elektryczna do domku działkowego. Mam wypalona bliznę na ramieniu z śladami dwóch kabli, ktore dotknęły mojego małego ciałka. Wiedziałam od zawsze, ze miałam wypadek z elektrycznością jako dziecko i znałam parę tylko detali z tej sytuacji.
Pochodzę z trudnej rodziny i już jako nastolatka urwałam kontakt na prawie dekadę z moimi rodzicami. W związku z bardzo trudnym dzieciństwem i wieloma traumami moja podświadomość zakopała wiele i praktycznie nie mam wspomnień.
Tak samo dotyczyło to tego.
Parę lat temu podczas medytacji weszłam w trans i ta sytuacja wróciła do mnie. Cofnęłam się w czasie i byłam w tamtej rzeczywistości. Przeżywałam cala ta sytuacje jeszcze raz, wróciłam do ciałka malej dziewczynki. Widziałam siebie biegnąca w białej sukieneczce. Byłam zarazem obserwatorem i uczestnikiem tego wypadku. Zatrzymało mi się serce i wiedziałam ze gasnę. Widziałam jak moim ciałkiem przechodzą dreszcze elektryczności i rzuca mną jak szmaciana lalka.
widziałam co robili inni uczestnicy całej tej sytuacji. I od momentu tego wypadku, widziałam ten wypadek i widziałam jak moja świadomość rozdziela sie na dwa i przezywa jednocześnie perspektywę uczestnika i obserwatora.
Po chwili popłynęłam do góry. Widziałam wszystko z perspektywy ptaka. Leciałam w stronę światła, ogromnego "słońca" z którego odczuwałam miłość.
Spotkałam sie z przewodnikiem i miałam rozmowę z swoim wyższym ja. To byl moment w którym mogłam zdecydować czy chce żyć dalej, czy te życie jednak , ten ciężar tego wcielenia nie jest za duży i mogę świadomie zrezygnować. Rozmawiałam z sobą z przyszłości. Bylo mi powiedziane ze stworzyłam taki scenariusz, jako wyjście awaryjne z tej inkarnacji.
Podjęłam decyzje ze wracam do ciala i nie chce sie poddawać
I wleciałam spowrotem do swojego ciała, i czułam jak mną szarpia i jak wracam tutaj do nich.
Po całej tej medytacji, podczas której płakałam i przezywałam to realnie . Byłam przekonana ze to sie wydarzylo. oczywiscie ta medytacja to byla tylko praca z oddechem, bez zadnych srodkow stymulujacych.
Zadzwoniłam do mojej mamy i wypytałam sie pierwszy raz o cale te wydarzenie. Nie powiedziałam o tym co przeżyłam tego dnia a jedynie porównywałam moje doświadczenie duchowe z relacja mojej mamy. Zgadzało sie to z ta moja wizja.
Powiedziała ze sam lekarz na pogotowiu byl zaskoczony ze przezylam to i powiedzial ze ta dziewczynka musi miec silne serce i wielka sile i chec do zycia. i wtedy wiedzialam ze to wszytsko bylo prawda.
fruwla pisze:tadyszka pisze:
Czula, ze cos nadchodzi, strasznie sie bala, a ja balam sie rozmow z nia...
I stalo sie. Zawladnela nia straszna, okrutna tragedia.
Pisze to po to, zeby nie bylo zludzen, ze prowadzenie duszy i swiatlo i dobro - sa zawsze obecne i zawsze chroniace....bo tak nie jest.
Zauwazylam, ze wszyscy, ktorych znam, a ktorym dane jest wejscie do swiata medialnego,dane jest tez jednoczesnie doswiadczenie ciezkiego zycia a w nim zupelnego osamotnienia wynikajacego z braku jakiejkolwiek nadzieji....
.
Bycie sensytywnym z jednej strony nas osłabia, bo jesteśmy wrażliwsi na cierpienia i bardziej na nie podatni, zwłaszcza kiedy nasza psychika nie jest jeszcze "zrównoważona". Ja równoważę ja przez większość swojego życia. I tak jak kiedyś usłyszałam od kogoś ważnego to jest podstawowa praca na tej planecie- praca nad ego. Zwlaszcza to dotyczy osob z predyspozycjami mediumicznymi.
Widziałaś moze drzewa na skarpach i w górach? te najbardziej powyginane, poskręcane? Te ktore przezyly az tyle staja sie stabilne , bo zmuszone byly przez warunki naturalne do wzrostu stabilniejszych i mocniejszych korzeni. Te drzewa wytrzymuje silniejszy wiatr niz budynki zbudowane przez ludzi.
I mysle ze duzo osob bardzo empatycznych , wrazliwych , sensytywnych przezyly tak wiele by moc zrozumiec i wczuc sie w perspektywe innych. Dzieki moim doswiadczeniom wiem co to znaczy walka wewnetrzna i one mnie tak wzmocnily ze czuje sie juz silna. Slaba, delikatna bo przy takiej wrazliwosci jak pojawia sie jakis trigger albo przejme jakas energie, emocje innych musze byc bardzo ostrozna ale zarazem silna, bo juz nie z takiego gowienka wychodzilam.
Tak jak zaznaczam najczesciej dar sensytywnosci jes narzedziem do rozwoju jednostki. Jednak na ziemi istnieje prawo karmy, przyczyny i skutku. I jestesmy w czasie gdzie mozemy podokanczac niezalatwione sprawy i popsrzatac rzeczy ktore wymagaja oczyszczenia.
Tak jak lotos wyrasta w blocie, tak samo z cierpienia moze wyrosnac zrozumienie, milosierdzie i empatia.
Ja bylam w takim wiezieniu , w wlasnym piekle. Przez wiekszosc zycia towarzyszyl mi bol, smutek i cierpienie. Byly okresy w zyciu ze kilkakrotnie miesiacu probowalam sie zabic i bylam rozgoryczona ze nie potrafie nawet tego zrobic, ze jestem kompletnym nieudacznikiem!
a tamta strona mnie chronila i za kazdym razem ratowala. Dopiero to zrozumialam jak zmienilam perspektywe. Gdy nasz bol nas oslepia, gdy toniemy w swoich lzach nie widzimy tego swiatla, tej ochrony. co nie oznacza ze jej nie ma. Nigdy nie jestesmy sami z tylu stron otrzymujemy pomoc i wsparcie.
Jednak mamy wolna wole i oni tylko do jakiegos momentu moga nas ratowac a od ktoregos nasze wybory sa szanowane. wszytsko jest bardzo indywidalne i nie mozna generalizowac.
Jedno wiem, ze jak prawdziwie od serca czlowiek poprosi dostanie ZAWSZE wsparcie od swiata duchowego. Oczywiscie zasami to co chcemy rozni sie od tego co potrzebujemy do naszego rozwoju w szerszej perpektywie. Nigdy nie jestesmy sami i jest tyle milosci kierowanej do nas . Przezylam tak wiele, tyle bolu i gowna ale nic juz nie zabije we mnie tej nadziei. Ciesze sie teraz kazdym dniem mojego zycia i znam jego wartosc... a dlaczego...? bo tyle przecierpialam, na wlasne zyczenie. Czesto cierpienie jest naszym wyborem. Bol jest nieunikniony, taka planeta, taki swiat ale to my kreujemy swoja rzeczywistosc. i mozna zawsze zmienic, rozszerzyc perspektywe. i czesto ci ludzie co nie maja nic, sa szczesliwsi od tych ktorzy maja wiele? dlaczego? bo wdziecznosc jest recepta na szczescie
... Może wojny wciąż wybuchają dlatego, że jeden nigdy w całej pełni nie chce czuć tego, co cierpi drugi...
Bycie empatycznym to widzenie świata oczami drugiego, a nie widzenie własnego odbitego w jego
oczach...
spirytystka na emigracjii