Miesięcznik "Hejnał'' Gdzie są umarli

Dyskusje o książkach związanych z tematyką spirytystyczną i dostępnych w Polsce. Recenzje, zapowiedzi, streszczenia książek zagranicznych.

Miesięcznik "Hejnał'' Gdzie są umarli

Postautor: Pablo diaz » 15 maja 2014, 09:04

Smutno było w domu po odejściu brata.Nie śmiałam się zapytać opiekuńczego ducha,dlaczego się tak stało.Coś w głębi ducha mego się odzywało dalekim echem jakichś zamierzchłych,strasznych wydarzeń,w których ja wiele ucierpiałam,a które pozostawały w przyczynowym związku z tragicznem odejściem mego brata.Instynktownie jednak broniłam się przed przywoływaniem tych wspomnień z głębi niepamięci.Pewnego dnia w niedzielę, kiedy byłam w domu sama,siedząc w ogródku w altanie,przyglądałam się dojrzewającym kiściom winogron,gęsto zwisających z okalających altanę winnych latorośli.Przypomniało mi się nagle żywo,jak roku minionego o tej porze Józef zrywał okiście winne.W tem pomiędzy liśćmi zjawiła się jego twarz,materializując się coraz wyrażniej.Zrazu przejawiły się ślady rany na twarzy (może dla tego,że taki jego obraz utkwił mi w pamięci),stopniowo jednak znikały i już stał cały ubrany we frak i rękawiczki.Cofnęłam się zdumiona o krok,lecz on uśmiechnął się mówiąc;Nie obawiaj się ...Tu jest tak i jak na ziemi,z tą tylko różnicą,że nie jemy i nie śpimy,no i możemy latać ,jak ptaki(choć nie wszyscy)
W tej chwili pomyślałam: - A jednak przychodziłeś, jakby spragniony snu i kładłeś się do łóżka przy bracie. - Tak- odpowiedział mi -zaraz na moje myśli - przychodziłem, bo
jeszcze nie wiedziałem, co się ze mną .stało i gdzie jestem. Bóg ci zapłać za modlitwy, postawiły mię one na nogi i przywiodły do opamiętania. O, Neszko, miłość to potęga, to największa siła duchowa. Ty i matka zagoiłyście moje blizny. Wołałbym już pozostać tu, ale znów przyjdę - jako mały chłopak - biedny, bo pozbawiony pieszczot ojca. Matka moja przyszła i matka z ostatniego życia będą mię wychowywały, a później opiekun, gdy matka moja Wyjdzie za innego. O, ile jeszcze cierpień przede mną, nadziei, zawodów, smutków - a najgorsze to to, że tak trudno będzie sobie znów przypomnieć, poco przyszedłem na świat. - Daleko będę ,od ciebie? - zapytałam. - Kiedy się urodzisz? Może
ja cię uświadomię. - Świat zaćmi, Neszko, zaćmi! i znów się nie zrozumiemy. Zrobiło mi się smutno, ale odrzekłam: - Powiedz sobie, Józefie: "Niech się dzieje wola Boża." "wten mi znikł. Przyszła druga niedziela. Rozmyślałam właśnie o tem, co mi powiedział i opowiedziałam to stojącemu przy mnie urzędnikowi kopalni, którego interesowały sprawy duchowe. - Nie mogłabyś się od niego dowiedzieć, kiedy i gdzie się urodzi? - zapytał. westchnęłam, nie zamierzając go wywoływać. Zapatrzyłam się w różowe
obłoki na zachodzie, wtem naraz na tle nieba zaczął mi się wysnuwać napis, określający ,datę urodzenia mego brata. Odczytałam ją na głos i pan H. zaraz ją sobie zapisał do notesu. Nie wiedziałam jeszcze, kto będzie jego matką. Brat zjawił mi się znów kiedyś zmaterjalizowany i wtedy 'Oznajmił mi, kto
będzie jego matką oraz uprzedził, że będzie dzieckiem nieślubnem. Później dowiedziała się o tem przyszła jego matka i bardzo się na mnie za to obraziła.
A jednak spełniło się, co Józef powiedział. Wybuchła wojna, narzeczeństwo tej osoby rozchwiało się i dokładnie w oznaczonym mi uprzednio roku,
miesiącu i dniu urodził się jej nieślubny synek. Matka moja nie odstępowała od jej łoża, gdy ona w czasie ciąży czuła się niedobrze. Ody tonęła we łzach i rozpaczy, matka pocieszała ją: "Zdaj dziewuszko wszystko na wolę Bożą". Gdy maleństwo przyszło na świat, matka moja, która już dawniej wiedziała, kto to ma się urodzić, nie miała sił spojrzeć mu w oczka; przyznała mi się później, że bardzo wiele wtedy w duchu przeżywała. I znów zaopiekowała się nim, jak własnem dzieckiem; wszyscy przestali jakby dla niej istnieć, tylko on jedyny; tylko nim przejęta wychowywała i pieściła, niemal z rąk go nie spuszczając. Chociaż i jego matka darzyła go miłością, to jednak nie była z nim tak blisko związana z poprzednich żywotów, jak moja matka. Czasem wracała mi myśl, dlaczego pociekły mi krwia,we łzy, gdy mię powiadomiono o tragicznej śmierci Józefa, - lecz bałam się w to wgłębiać. Aż kiedyś ujrzałam go, w nieszczęsnej roli prześladowcy ,chrześcijan, który pod sugestją niedobrych duchów wyśmiewał mnie i katował za wiarę w Chrystusa w jednym z minionych żywotów. widziałam, jak np. zadawał mi razy, a rany przypiekał rozpalonem żelazem, tak, że w pewnej chwili załamałam się duchowo i życzyłam mu podobnych cierpień. Poznał później w zaświecie swój błąd, ale trzeba go była odpokutować, zwłaszcza że i inne winy na nim ciążyły. Karma dosięgła go biedaka w kwiecie wieku na ziemi, bo i inni z rąk jego ginęli ongiś w kwiecie wieku. Kiedy spotkaliśmy się w obecnem życiu jako rodzeństwo, to w latach dziecinnych jeszcze jak echo powtórzyły się jakby w streszczeniu pewne sceny z przeszłości. W czasie nieobecności matki w domu np. rozpalił duszę od żelazka w piecu do białości i upiekł mię nią w rękę tak, że ślad mam jeszcze do dziś. Kiedy rozpalał duszę w piecu, opowiadał mi o męczeniu 'chrześcijan, dodając, że zaraz zobaczę, jakie to było, niech się tylko. dusza dobrze rozpali.
Przez cały czas płakałam ze strachu; nie umiałam się bronić, wszak miałam wówczas może osiem lat, a on był a kilka lat ode mnie starszy. Daremnie szukałam w pamięci, za co on mi to chce uczynić; prosiłam go, przymilałam mu się, obiecywałam, że mu wszystko. dam, co dostanę kiedy od mamusi dobrego, a an jednak gonił za mną w zamkniętym pokoju, aż mię dopadł i przycisnął rozpaloną duszę do ręki. Jak tylko to zrobił, to zaraz poszedł wołać braci na ratunek, że mam rękę spaloną. Wszyscy gorączkowo radzili, co czynić, gdyż szeroki płat skóry na ręce był zupełnie spalony i zdarty, sama bowiem starłam go sobie ręką, chwytając się odruchowo za spalone miejsce, tak że wystąpiły czerwone kółeczka mięsa. Uradzili, żeby tarte ziemniaki :przyłożyć na ranę, a on usiłował posypać ją solą, że to pomoże. Kiedy bracia go odtrącali ode
mnie, wołając: "Co robisz, czyś zwarjował? Przecież to będzie dopiero boleć!" patrzył na nich 'Ze zdumieniem. Prosiłam braci, aby nie mówili matce, że to on mię opalił i powiedziałam jej, że sama sobie to. zrobiłam, ale nie umiałam wytłumaczyć, jak, więc niedługo dowiedziała się prawdy. Takie katowanie mnie trwało u niego mniej więcej do piętnastego roku życia. Dziadek mój, emerytowany urzędnik kopalniany, -który mieszkał u nas, ogromnie mnie kochał, a wiedząc ile nieraz wycierpię, aż płakał, kiedy miał
wyjechać gdzieś dalej na prace wiertnicze. "Gołąbeczko - mawiał mi - czy cię jeszcze zastanę Żywą?" Bo ledwo kiedy wyszedł z domu, już mi zrobiono jakąś krzywde.
Takich przykładów mogłabym przytoczyć mnóstwo. Brat Józef był medjum. o czem rodzina moja nie miała pojęcia i przez niego katowały mnie niedobre duchy, chcąc mię zamęczyć. Później otrząsł się z tego i zaczął mię bardzo kochać. Raz po raz starał mi się zrobić jakąś przyjemność, to kupując: jaki ładny materjał na sukienkę, to znów piękny płaszczyk, a kiedy mama w zamyśleniu pokiwała nieraz głową, mówiąc: "A takeś ją kiedyś bil" - widać było, jaką mu to sprawiało przykrość; obejmował mnie za szyję, tulił serdecznie i mówił kategorycznie: "Nie, nie, ja Neszki nigdy nie biłem, nigdy, nigdy!" I znów żyje na ziemi, jest już dorosły, a odcięty ode mnie, za granicą, pochłonięty sprawami doczesnemi w walce o byt. I znów nowe porachunki napływają 'z dawniejszych bytów, lecz coraz mu ich ubywa, bo stara się walczyć ze złem dobrą wolą. Po odejściu ze świata spotka się z moją matką, która tam też już wtedy będzie i długo będą potem przebywać jaka nierozłączni towarzysze w zaświecie. Opiszę też na tem miejscu pewne charakterystyczne zdarzenie z dzieciństwa. Kiedy byłam kilkoletniem .dzieckiem, zmarły mi dwie siostry i maleńki braciszek w ciągu jednego miesiąca. Kiedy umarła jedna z siostrzyczek, bawiłam się z nią we śnie. Nie dziwiła mnie to bynajmniej i cieszyłam się na to, kładąc się do snu. Widziałam się zawsze ubrana, jak one, bo przychodziła
w towarzystwie innych dzieci. Dawały mi wianuszek na głowę; one miały białe, a ja prosiłam o wianuszek z chabrów lub złocieni i a sukienkę z niezapominajek. Sukienki były
długie, .powiewne, kwiatuszki jasne i żywe, a niewinne te zabawy duchów, wypoczywających chwilowo w sferze dziecięcej, były dla mnie prawdziwem
wytchnieniem. Pewnego' dnia cała grupka ślicznych dziewczynek odprowadziła mnie aż da łóżka. Oglądałam je otwartemi oczyma i :słyszałam ich śpiew, podobny
już całkiem do śpiewu dzieci, bawiących się na ziemi. Trzymały się wszystkie za ręce, tworząc koło, i zatrzymały się przy łóżku siostrzyczki, kończąc pieśń:
"Mało nas, mała nas, ty Marzenka chodź do nas". Dźwięczało mi ta w uszach cały dzień, tak, że machinalnie powtarzałam te słowa. Zastanowiło to matkę i zapytała: "Cóż tak w kółko jedno i to sama powtarzasz?" Opowiedziałam jej swój sen - że grono dziewczynek, wśród których była i zmarła Anna, śpiewała tak przy łóżku Marzenki i zabrało' ją ze sobą. W tym samym dniu Marzenka zachorowała, a za parę dni umarła, prosząc matkę przed odejściem ze świata, żeby jej taką samą sukienkę dała: do trumienki, jaką miała siostrzyczka. Lecz potem już ich nie widywałam, choć, kładąc się do łóżka, zatrzymywałam oddech i składałam ręce pad kołdrą, jak siostry miały je złożone w tru-
mience. Pragnęłam, żeby mi ciało zakopano w ziemi, jak im, to pewnie prędzej będę mogła pójść da miłego grona dziewczątek w powiewnych szatach. Umyślnie ,przestałam jeść, a w łóżku mocowałam się z ciałem, żeby nie oddychać. Wtem matka odsunęła kołdrę. Nie otworzyłam oczu, a matka przyłożyła mi ucho do piersi i nagle, jakby się przelękła, zaczęła się modlić i prosić Boga, aby mnie nie zabierał, aby jej tak ciężko nie doświadczał. Zaczęła mię wołać i głaskać po twarzy. 'Przypomniało mi się, jak matka jeszcze płacze za siostrami i braciszkiem, więc postanowiłam nie robić jej zmartwienia i nie usiłować pójść za niemi. A siostrzyczki już także nie przychodziły i nie wołały mnie,
ani też nie spotykałam ich w zaświecie przy zabawach.
Tekst jest autorstwem Agnieszki Pilchowej (Agni P.) zamieszczonego w miesięczniku wiedzy duchowej ,,Hejnał,,z lipca 1936r.
Sercem Ewangelii jest miłość,a duchem spirytyzmu miłosierdzie.
Awatar użytkownika
Pablo diaz
spirytysta
spirytysta
 
Posty: 1548
Rejestracja: 09 kwie 2012, 10:20
Lokalizacja: kołobrzeg

Re: Miesięcznik "Hejnał'' Gdzie są umarli

Postautor: juniperus » 15 maja 2014, 10:05

Niesamowicie wzruszająca historia. Bardzo przypadła mi do gustu. :)
Izabela
GG: 42074662


Ulecieć do góry na skrzydłach...
Awatar użytkownika
juniperus
spirytystka
spirytystka
 
Posty: 852
Rejestracja: 03 sty 2013, 11:50
Lokalizacja: łódzkie

Re: Miesięcznik "Hejnał'' Gdzie są umarli

Postautor: Darel » 15 maja 2014, 12:33

Faktycznie, bardzo piękna historia. Dzięki Pablo! :P Oby więcej takich
Narodzić się, umrzeć, odrodzić ponownie i wciąż się rozwijać - takie jest prawo
Darel
 
Posty: 175
Rejestracja: 22 mar 2014, 16:12

Re: Miesięcznik "Hejnał'' Gdzie są umarli

Postautor: anima » 26 sty 2016, 19:08

Pablo, przeczytalam ten tekst o Agnieszce Pilchowej z wielkim zainteresowaniem.
To byla byla niezwykla osoba.

Zalaczam tez pare zdan na jej temat.

http://www.sucha.cz/view.php?cisloclanku=2011040005
Awatar użytkownika
anima
 
Posty: 74
Rejestracja: 26 maja 2015, 16:04

Re: Miesięcznik "Hejnał'' Gdzie są umarli

Postautor: Nikita » 26 sty 2016, 20:44

Zastanawiajace jest to , ze ten Braciszek , ktory juz wczesniej ludzi katowal teraz tez byl katem swojej siostry...za co ta Pilchowa musiala to znosic? Dziwne sa drogi karmy...To chyba on powinien dostac w tylek zamiast innych katowac i przypalac zelazkiem?
Nikita
Sympatyk spirytyzmu
 
Posty: 5352
Rejestracja: 03 maja 2010, 15:31


Wróć do Literatura spirytystyczna

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości