Świadomość tego, że często brakuje mi cierpliwości pomaga mi być bardziej cierpliwym. Myślę, że drogą do odniesienia "duchowego sukcesu" jest otwarte (w stosunku do samego siebie) wskazanie posiadanych wad i nazwanie ich po imieniu. Tłumaczenie, że "jesteśmy tylko ludźmi" rzeczywiście jest próbą usprawiedliwiania się, a przecież nie o to chodzi. Myślę także, że odchodzimy od tematu... więc powrócę na odpowiednie tory:
Myślę, że po śmierci mogę odczuwać tęsknotę za oczyszczającą próbą, chociaż w tym momencie najchętniej pozostawiłbym za sobą cały materialny świat. Wyobrażam sobie, że ta właśnie tęsknota może być w zaświatach motorem pchającym Duchy do wcieleń.
Można porównać ją do zachowania studenta, którego ciągnie na jakieś konkretne zajęcia, ponieważ ma poczucie, że zdobyta na nich wiedza będzie mu w przyszłości potrzebna, nawet jeśli wykładowca jest psychopatycznym tyranem