Według mnie śmiech jest bardzo zdrowy, więc na górze muszą się często śmiać. A tylko jeśli nie robi to nikomu krzywdy.
Przypomniała mi się opowieść jednej koleżanki, mocno wierzącej. Była rano trochę spóźniona, i gdy była jeszcze dość daleko od przystanku zobaczyła, że podjeżdża autobus. No więc zaczęła biec. Gdy była w połowie drogi, pomyślała, że nie zdąży i w myślach poprosiła Boga, by pomógł jej zdążyć na ten autobus. I w tym momencie wyłożyła się jak długa
Na co w myślach odpowiedziała Bogu "wszystko fajnie, ale nie tak gwałtownie!!!". Powiedziała, że potem powoli się pozbierała z ziemi, powoli doszła do autobusu i wsiadła. Autobus na nią poczekał.
Morał tej historii: Uważaj o co prosisz, bo możesz to dostać