autor: 000Lukas000 » 17 cze 2011, 14:24
jest to w 3 rozdziale "niebo" w jego końcówce.
Dobra, tylko trzymajcie się krzeseł byście się nie poobijali.
Jak zapewne wiecie z mojego powitania w waszym gronie od zawsze poszukiwałem Boga i Prawdy wyższej.
Ale oprócz tego jestem człowiekiem który ma wiele błędów, niektórych nabawiłem się jako nieświadome dziecko.
Po za tymi moimi błędami to mogę powiedzieć tyle że do kościoła katolickiego ani innego od dawna nie chodzę, spowiedź to też była dawno a komunia to nie pamiętam kiedy.
I jeszcze moje poglądy na sprawy duchowe.
Ogólnie, żaden ze mnie katolik.
Jednak w młodości wielokrotnie ciągnęło mnie do kapłaństwa.
Śniły mi się nawet sny na ten temat.
1 z nich mówił o pewnym skarbie którego szukałem a widziałem jak spadał w pewne miejsce nad naszą rzeczką solą.
Nie znalazłem go i zająłem się własnym życiem, jednak w pewnym momencie gdy pewni ludzie ciągnęli mnie od chyba dyskoteki zobaczyłem właśnie ten skarb na ołtarzu za którym stał nie ksiądz (a myślałem o seminarium) a jakiś brat.
Nasze twarze się spotkały i mnie oświeciło, obudziłem się.
2 Jest wojna, jakaś łuna chyba od wybuchu zbliża się do nas, wszyscy uciekają pakują się, a ja sobie leże i czekam na śmierć, w tym momencie pojawił się kapłan i dał mi do zrozumienia że mam wstać i się ratować bo mam misję, mam działać dla ludzi.
Nic nie mówił ale też to było coś w rodzaju oświecenia.
3. był ale nie pamiętam już jego treści, wiem że był w nim ktoś pokroju anioła i coś mi mówił.
później porwało mnie życie więc i te sprawy znikneły.
Tak się dzieje w wieku młodzieżowym to nie wraca, podobno.
Jednak mam 21 lat i powrót, bardzo mocna tęsknota i zrozumienie że powinienem iść do braci pomagających ludziom, że tam jest moje miejsce i że tam pokonam też swoje wady.
Wyrażają się moje uczucia właśnie aspiracjami ale przede wszystkim dziwnym rodzajem magnetyzmu, coś mnie tam ciągnie, po za tym czuje że tam mógł bym dać z siebie ludziom 300%. Czuje to tamtego życia ogromną tęsknotę, nie wiem dlaczego.
wiem że tam zdołałbym najwięcej zrobić.
Jednak z drugiej strony mam trudną sytuację, jak opisałem nie jestem pierwszorzędnym katolikiem, mam swoje przyjemności, a moja matka ma trudną sytuację, jest zadłużona, sama sobie nie poradzi.
Są jeszcze dwaj bracia ale mają własne rodziny, dodatkowo opiekuje się z nią jeszcze ojcem niepełnosprawnym, a i ona ma ogromne problemy z kręgosłupem, możliwe że trafi w późniejszym czasie na wózek inwalidzki.
Co do braci, mojej decyzji nie zaakceptują, ale może by i pomogli matce.
Dlatego możecie sobie wyobrazić jaki jestem rozdarty, z jednej strony silne poczucie że tam powinienem być z drugiej sytuacja.
Musiał bym wyrzec się wszystkiego co chce, oddać swoje życie przynajmniej to tu na ziemi na rzecz innych ludzi.
Serce ogromnie mnie nieraz boli z powodu tego rozdarcia.
Staram się to ignorować, nie myśleć o tym.
i udawało się.
Jednak pewnej nocy obudziłem się z takim ogromnym przeczuciem że powinienem tam iść, że powinienem wstąpić do klasztoru i oddać się służeniu ludziom że przez godzinę nie mogłem dojść do siebie, tylko chodziłem w tę i z powrotem.
Byłem tak zdeterminowany że gdyby ktoś mi zaproponował złożenie ślubów wieczystych zrobił bym to bez zająknięcia.
Ostudziłem w sobie jednak te emocje, choć co pewien czas są nawroty.
Sami widzicie jaka niedorzeczna sytuacja, i co wy byście zrobili, poświęcili byście temu wszystko, jeżeli taka wola Boga postąpilibyście zgodnie z nią.
A może to tylko moja podświadomość, jeżeli tak ma kiepskie poczucie humoru.
Zresztą nie wiem dlaczego ma coś takiego ktoś taki jak ja, chyba ktoś pomylił adres:(
Poznacie ich po zasadach prawdziwego miłosierdzia, które będą głosić i wcielać w życie; poznacie ich po liczbie osób strapionych, którym przyniosą pocieszenie; poznacie ich po miłości do bliźniego, wyrzeczeniach, bezinteresowności;
Ew. Wg. Spirytyzmu