Ratunku! :(

Czyli wasze trudności życiowe, problemy z rodziną, przyjaciółmi i skomplikowane sytuacje. Nie wiesz, jak sobie poradzić? Napisz...

Ratunku! :(

Postautor: ffar » 23 lut 2015, 15:07

Witajcie moi drodzy. Miałem wątpliwości by tutaj akurat napisać ten post czy może gdzie indziej, natomiast wypadło doszedłem do wniosku, że zrobię to tutaj. Jestem osobą, która nie uznaje żadnej religii. Powiedziałbym, że jestem sceptykiem w kwestiach religijnych. Nie znajduję żadnego powodu by wierzyć lub wywnioskować istnienie Boga osobowego, chyba że założymy iż jest „on” wszechświatem. Zawsze jednak postrzegałem świat jako coś „głębszego” niż tylko materia. Nie mam pewności co do życia po śmierci w jakiejkolwiek świadomej formie, aczkolwiek mój sceptyczny pogląd na świat nie jest aż tak oczywisty w tym przypadku. Wszak mnie to od zawsze ciekawiło i nigdy nie mogłem potraktować tego obojętnie. Chrześcijaństwo, jest jednak głównym źródłem mojego problemu.

Otóż mam nietypowy(?) problem. I naprawdę trudno mi sobie na co dzień z nim radzić. Od ponad roku się z tym męczę i zaczynam załamywać ręce. Chcę uniknąć tabletek typu beta-bloker czy antydepresantów ale już po prostu kończą mi się siły. Raz przez to przechodziłem i mimo, iż były rozwiązaniem to jednak tylko zastępczym. Od zawsze w moim życiu dominował strach i lęk. Najpierw był to lęk przed szkołą, potem strach przed samotnością, przed wyłysieniem, przed byciem do końca życia bez inicjacji seksualnej, a teraz… mój lęk jest wzięty z powodu chrześcijaństwa. Sam nie wiem czy to genetycznie czy też nie, ale moja mama ma zdiagnozowaną depresję dwubiegunową i w najbliższej przyszłości będzie otrzymywać rentę z tego powodu.

Mam bardzo irracjonalne lęki. Ponad rok temu jedna z moich dawnych znajomych nastraszyła mnie, że muszę się nawrócić albo pójdę do piekła. Nie wiem dlaczego ale takie coś mnie nigdy nie ruszało natomiast wtedy wbiła do mojej głowy przekonanie właśnie z tym związane. Próbowałem ratować swój stan psychiczny poprzez różnego rodzaju naukowe wykłady na temat wszechświata, ewolucji itp. Itd. Poznałem osobiście nawet Dawkinsa, który jest wspaniałym naukowcem ale z mojego punktu widzenia także dość „prostym” człowiekiem. Fakt faktem pomagało to na krótka chwilę, zyskałem wiedzę ale lęk nie zanikł.

Niedawno przez przypadek trafiłem na wykład religijnego człowieka https://www.youtube.com/watch?v=4DILWfb0MYE który stwierdził, że psychologia to zło. Ponad to promuje taką osobę jak Dave Hunt, który twierdzi, że ziemia ma 6 tyś lat a ewolucja to szatan, podobnie jak wszystkie formy nauki, a studiowanie to też fabryka zła. Należał także do grupy Exclusive Brethren, która jest chyba najgorszą sektą chrześcijańską na świecie.

Mój świadomy umysł doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że to jest kompletna irracjonalna bzdura ale w mojej podświadomości dominuje lęk w momencie kiedy słyszę słowo „studia”, „nauka”, „psychologia” itp. Itd. Widzę książki pupularno-naukowe, naukowe dokumenty, inne kultury(czy to w TV czy to na zewnątrz) to strach mnie paraliżuje i kompletnie nie wiem co mam robić. Sama próba pokonania lęku jest powoduje wzrost lęku i podświadomość mówi coś na zasadzie „nie możesz próbować nic zrobić bo inaczej spotka Cię coś złego”. Nie wystarczy wiedza na temat historii chrześcijaństwa, świadomość oczywistych bzdur jakie ten owy Pan ogłosił w wykładzie (jak bym go spotkał sam na sam to w debacie bym go pokonał i nie mam co do tego wątpliwości). Ruszyło mnie to dlatego, że zamierzałem pójść na studia psychologii, kształcić się(od zawsze byłem kiepskim uczeniem ale ponad dwa lata temu, dotarło do mnie, że wiedza jest bezcenna i piękna), zwiedzać, spełniać marzenia… i wszystko runęło jak domek z kart. Straciłem radość i chęci do wszystkiego przez właśnie wcześniej wspomnianą dziewczynę a dobił mnie ten człowiek z wykładu. To trochę tak jakby moje samopoczucie było uzależnione od tego co mówi chrześcijaństwo a konkretniej to co mówi ten człowiek i tamta dziewczyna. Nie mogę już tak dłużej. Męczę się. Jeżeli znalazłby się jakiś człowiek, który w imieniu chrześcijaństwa głosił pogląd, że nie można np. nosić czapki to zapewne też do mojej podświadomości po jednym jego zdaniu zakodowałoby się owe przekonanie i za każdym razem jak zakładałbym czapkę popadałbym w paraliżujący lęk.

Ironią jest takowa rzecz. Nie mam wielu znajomych ale niemalże wszyscy których znam, otwierają się przede mną i proszą mnie o poradę w różnych sprawach, czy to życiowych czy związkowych. Efekt jest często taki, że otrzymuje podziękowania za wsparcie i poradę, która zaowocowała tym, że są szczęśliwszymi ludźmi. Sam sobie jednak pomóc nie potrafię. Nie wiem czy jestem opętany przez złego ducha ale napisałem tutaj ponieważ zdaje sobie sprawę, że tutaj będę mieć do czynienia z ludźmi, którzy spojrzą na problem głębiej a nie czysto analitycznie.
Kilka dni temu dowiedziałem się, że mój dziadek jest bliski śmierci. Nienawidzę siebie za to, że nawet ta sytuacja nie zdominowała mojego umysłu a człowiek ten jest dla mnie jedną z najważniejszych osób w życiu. Relacje miałem z nim takie jak wzorowy przykład ojciec-syn.

Proszę poradźcie mi coś. Pozdrawiam was wszystkich bardzo serdecznie.
ffar
 
Posty: 4
Rejestracja: 16 lut 2015, 22:27

Re: Ratunku! :(

Postautor: Filaretka » 23 lut 2015, 15:35

Witaj serdecznie!

Co sprawia, że się wyciszasz? Czy jest coś (nie mam na myśli leków), co daje Tobie poczucie bezpieczeństwa? Może jakieś miejsce, jacyś ludzie, jakaś myśl? Przebywaj w tych miejscach, trzymaj się tych ludzi i myśli. Spróbuj pomedytować.
Myślę, że dobrze zrobiłeś pisząc o tym - wyrzuciłeś to z siebie, ten ciężar. Czujesz się lepiej, lżej? Mówisz, że być może jest przy Tobie jakiś niższy Duch, lub Duchy, które Cię blokują i powodują uczucie lęku. Może tak być i jeśli tak jest, albo masz już takie przypuszczenia po prostu stanowczo powiedz im, że sobie nie życzysz takiego zachowania. Najlepiej powtarzaj sobie, aż poczujesz tę siłę, iż się tego nie boisz. Ja bym na Twoim miejscu poprosiła z ufnością Twojego Opiekuna duchowego (Anioła Stróża) o pomoc, wsparcie o dodanie sił i odwagi, lub pomoc w znalezieniu ich w Tobie samym. I jeszcze niezależnie od Duchów niższych poproś o to, bo on wytłumaczył Tobie, czy robisz coś niestosownego i czy jest czego się bać. Jego odpowiedzią niekoniecznie będą słowa, ale wierzę, że po jakimś czasie zrozumiesz to sam, ale tak głębiej. Po prostu poczujesz wewnętrzny spokój. Mam nadzieję, że wiesz, że masz kogoś takiego przy sobie. :) Dlaczego piszę, żebyś jego poprosił o pomoc? Ponieważ wydaje mi się, że cokolwiek również my tutaj napiszemy Ty to przyjmiesz, rozważysz, będzie to dla Ciebie logiczne, ale wewnętrznie możesz i tak czuć ten irracjonalny lęk.

A może jeśli jakieś niższe Duchy są przy Tobie, one same potrzebują pomocy? Może one boją się "ognia piekielnego"? Mówisz, iż potrafisz dobrze radzić ludziom. A Duchy to ludzie bez cielesnej powłoki. Może to nie Ty się boisz, a one, a Ty czujesz ich lęk? Spróbuj zatem im przekazać swoją wiedzę. Tak po prostu doradzić, co powinny zrobić i wytłumaczyć, że nie mają czego się bać. Możesz to powiedzieć, możesz przekazać to myślami, lub podczas medytacji. Nie zaszkodzi. ;)

Życzę dużo sił i odwagi! :)
(...) Bezpieczna... W objęciach jego skrzydeł
Unoszę się, zachwycam i poddaję chwili ulotnej.
Wysoko wśród gwiazd, wśród aniołów...
Tutaj jestem wolna, tutaj jestem w domu.
Awatar użytkownika
Filaretka
spirytystka
spirytystka
 
Posty: 117
Rejestracja: 25 cze 2012, 20:16
Lokalizacja: Poznań

Re: Ratunku! :(

Postautor: gaba75 » 23 lut 2015, 16:40

Witaj ffar,
Myślę, że Filaretka ma rację w 3/4. Możliwe, że wyczuwasz energię innych, ale możliwe jest też, że jeżeli Twój dziadek jest bardzo chory, i cierpi, możliwe również że ta anergia może pochodzić od niego samego.
Ja np. osobiście mam tak, że jeżeli ktos umiera, zdarza się że wyczuwam jego energię bólu. Niewiem jak Ci to wytłumaczyc?Miałam zdarzenie, że czułam jak dusza odchodziła i człowiek jeszcze żył i krzyczał, że nie wytrzymuje tego bólu. I po kilku dniach zaledwie, dowiedziałam się, że zmarł.
Moja babcia np. była pogodzona ze śmiercią. Więc i ja byłam spokojna, ale najgorszy był pogrzeb, kiedy nie mogłam wytrzymać i zalałam się łzami smutku. Była moim najlepszym przyjacielem. Wiele spraw wyjaśniła mi lepiej niż ta, która mnie urodziła.
Czytałam że jesteś sceptykiem odnośnie modlitwy, ale nie oznacza to, że jestes opętany. Nawet o tym, nie myśl! Spróbój znaleźć w sobie wewnętrzny spokój. I ten spokój zapełnij dobrymi słowami, tzn pomyśl o jakichś słowach, które przynoszą Ci radość. Ale taką ze spokojem. Takie byś mógł po nich odetchnąć i powiedzieć, Boże jak mi lżej.
Może [color=#0000FF] jakieś działanie które daje ci radość, niewiem, słuchanie muzy, spacer z kolegami, coś co Cię natchnie pozytywnie i dzięki czemu wymyślisz coś nowego. Jakiś nowy ruch. Działanie, które Cię oświeci. Otworzy oczy na pewne sprawy.
Pozdro,
gaba
gaba75
 
Posty: 848
Rejestracja: 15 kwie 2014, 11:20

Re: Ratunku! :(

Postautor: gaba75 » 23 lut 2015, 16:41

Niewiem czemu kolor się nie wyświetlił- tam ma być słowo "znajdź".
gaba75
 
Posty: 848
Rejestracja: 15 kwie 2014, 11:20

Re: Ratunku! :(

Postautor: Nikita » 23 lut 2015, 17:03

Witaj ffar. Nie wiem jak Ci poradzic ale widze, ze sie meczysz. Napady lekowe sa mi znane dlateog wiem, ze umysl racjonalny wtedy nie dziala. Te emocje trzymaja Cie w szachu. Tzn, ze Teoj umysl komtroluje Ciebei a powinno byc na odwrot...Ty powinienies kontrolowac umysl. Dobrze, ze juz uswaidomiles sobie ten problem, ze nie spychasz go do podswiadomosci. Znasz moze jakiegos dobrego psychologa? Moze rozmowa z kims takim moglaby pomoc. Ale takze przyjaciele , milosc drugiego czlowieka...to uzdrawia najbardziej. Idz do dziadka i badz z nim w tych ostatnich chwilach....Moze poczucie, ze ejstes komus potrzebny doda Ci sil...
Nikita
Sympatyk spirytyzmu
 
Posty: 5352
Rejestracja: 03 maja 2010, 15:31

Re: Ratunku! :(

Postautor: gaba75 » 23 lut 2015, 17:47

Tak Nikita, masz rację, możliwe że bliskość z dziadkiem doda sił tak jemu, jak i dziadkowi. Musi przemyśleć sam co dla niego jest dobre. A podświadomość? Ja myślę, że podświadomość czasem podszeptuje dobre rozwązania. Wystarczy tylko filtrować swoje myśli od nieswoich i kierować się całym sobą w podejmowaniu działań i czasem iść na ryzyk fizyk. Podejmowanie działań ryzykownych może też czasem, ba nawet w sytuacjach bez wyjścia uratować życie. Niewiem czy oglądaliście wczoraj lub w ogóle czy widzieliście film pt. Wladcy umysłu? świetny film. Na końcu właśnie jest wzmianka o podejmowaniu ryzyka.
gaba75
 
Posty: 848
Rejestracja: 15 kwie 2014, 11:20

Re: Ratunku! :(

Postautor: gaba75 » 23 lut 2015, 17:51

Swoją droga świetny film.
Moja rada dla ffara,
szukaj a znajdziesz. Miej na względzie to, że nic w zyciu nie przydarza się nam bez kozery. Najweżniejsze żebyś odnalazł w tym wszystkim drogę do siebie, do własnego wnętrza poprzez to co przydaża ci się w życiu, poprzez sytuacje, chwile.
gaba75
 
Posty: 848
Rejestracja: 15 kwie 2014, 11:20

Re: Ratunku! :(

Postautor: Nikita » 23 lut 2015, 19:16

I jeszcze jedno ffar...prawdziwi chrzescijanie nigdy nie strasza pieklem i potepieniem...nie wolno sadzic inynch ludzi..takie jest przykazanie. Kosciol zrobil wielki blad , ze straszyl pieklem i diablem a wielu ludzi robi to samo...to wielka glupota i kiedys za to odpowieduza. Prawdziwe chrzescijanstwo polega na milosci do blizniego i akceptacji...
Nikita
Sympatyk spirytyzmu
 
Posty: 5352
Rejestracja: 03 maja 2010, 15:31

Re: Ratunku! :(

Postautor: Krzysztoff » 23 lut 2015, 20:57

stany lękowe mogą być powodowane przez wpływ podczepionego ducha (tak jak mówiła filaretka) który może transferować swoje lęki

nieuświadomione lęki mogą pochodzić także z poprzedniego życia, jako nieświadome wspomnienie jakiegoś gwałtownego zdarzenia , cierpienia itd.

Mógł byś spróbować terapii hipnozą regresyjną
Krzysztoff
Moderator forum
Moderator forum
 
Posty: 2787
Rejestracja: 05 sty 2012, 21:52
Lokalizacja: Wrocław

Re: Ratunku! :(

Postautor: danvue » 23 lut 2015, 21:37

Teraz jestem osobą bez takich lęków, ale kiedyś było inaczej, także wiem, jak działają takie lęki.
Jak dla mnie jedyną radą, żeby się pozbyć lęków, jest je zrozumieć, poznać je, a wręcz zainteresować się nimi. Nic nie da odrzucanie lęków, nic nie da wyciszanie się, uspokajanie, medytacje - to są rzeczy na krótszą metę, jeśli chciałbyś stosować je pojedynczo. Jeśli nie zrozumiesz dobrze, dlaczego się boisz, nigdy ten lęk nie ustąpi.

Tak jak mówił De Mello - to, co odrzucamy przyczepia się do nas na zawsze. Pewien guru mówił, że gdy przychodzi do niego prostytutka, zawsze rozmawia o Bogu, natomiast gdy przychodzi do niego ksiądz, zawsze rozmawia o seksie.
Tak samo z lękami, to czego się będziemy bać, będzie się za nami ciągnąć w nieskończoność.

Tak samo jako dziecko wzdrygiwałem się przed pewnymi stwierdzeniami. Czy to tak straszliwy "szatan", czy słowo "tortury". Dlaczego? Kojarzyły mi się z czymś niepoznanym, a jedyne co miałem w myślach to straszne obrazy, które czym prędzej starałem się zamienić na co innego. Najlepiej jest jednak usiąść i zacząć na spokojnie o tym myśleć. Kiedy już mózg się "wyszumi", powie to, co tak bardzo chciał powiedzieć, da spokój. A my sami zobaczymy, że nie taki "szatan" straszny jak go malują.

Usiądź i zacznij o tym myśleć. Nie tłum tego, niech zacznie to przez Ciebie przepływać, a Ty to obserwuj. Niech twój mózg się wyszumi i pokaże Ci co tylko chce. A Ty go możesz pytać "no i co z tego?".
Nie traktuj swojego umysłu jako wroga. Jest teraz jak nieułożone dziecko. Daj mu się wygadać, a Ty i tak będziesz swoje wiedział.

Druga sprawa, staraj się wypełnić swoją głowę dobrymi myślami. Mniej myśl o tym, co by było gdyby (gdybym trafił do piekła, gdybym wyłysiał, gdybym był prawiczkiem), a więcej zajmij się tym, co jest pożyteczne. Tak bardzo uwielbiamy tracić czas na głupoty, w tym zamartwianie się, wiem, to dobrze, wiem też że nie od razu da się to opanować, mimo to trzeba się starać. Raz się nie udało? Dobrze, próbuje dalej. Sto razy się nie udało? Też dobrze, w końcu mi się uda.. A przy okazji pomyśl.. wyłysiejesz? No i co z tego? Czy jeśli widzisz łysego człowieka, uważasz go za gorszy gatunek? Traktujesz go inaczej?

Patrz na to i dostrzegaj to co czujesz, przyjmij to. Przyjmij strach, bo on istnieje, ale jeśli już go przetrawisz, przemyślisz, to zniknie. ;)
Uderzył z nieba grom
i wypalił w ziemi znak
znak ten wielki był jak dom
to był krzyż, a obok stał
z postury szczupły, wysoki gość
ale słowa miał jak stal
ludzie wnet oblegli go
krzycząc: Tak! To Ten! To On!
Awatar użytkownika
danvue
spirytysta
spirytysta
 
Posty: 459
Rejestracja: 12 paź 2013, 17:31

Następna

Wróć do Na zakręcie

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości