Osobiście pomogłabym mu, bo taką mam naturę. Godzinę temu czytałam książeczkę Divaldo Franco "Chwile Medytacji" (sięgnęłam po nią odruchowo siedząc obok półki z książkami), więc przytoczę tu pewną treść ze strony 47, na której akurat ona otworzyła się mi i która idealnie tu pasuje:
"Niektórzy powiadają, że dzisiejsi nieszczęśnicy pokutują za błędy dnia wczorajszego w oparciu o bolesną karmę. Gdy im się pomaga, uniemożliwia się im odkupienie win. To prawda, że obecny ból ma swój początek we wcześniejszych pomyłkach, jednakże obojętność tych, którzy chłodno patrzą na cierpienie, prowadzi ich do sytuacji, które okażą się dla nich trudne w przyszłości. Jeśli ktoś popełnił jakieś przewinienie, musi za nie zapłacić - takie jest prawo. Ale ten, kto kocha, ma do dyspozycji skarby, które im częściej są rozdawane, tym bardziej się mnożą. Przypomina płomień, który się rozprzestrzenia w inne miejsca i zawsze przekazuje swój żar, dzieli się, ale nigdy nie zmniejsza swojej intensywności. Rób więc to, co do ciebie należy i pomagaj, a resztę zostaw Bogu"
Achill pisze:pojawia się zatem pytanie, czy kązdy z nas powinien dbać o swój rozwój moralny czy tez powinien poświecać swój na rzecz bliźnich. Zwłaszcza wobec tych nieświadomych wpływu tego co robią na swoje duchowe/moralne życie. Jak sądzicie?
Mój Opiekun mawia, że nawet jeśli wydaje Ci się, że Twoja pomoc nie odniesie skutku, nieś ją , ponieważ nawet, jeśli teraz ta osoba tego nie zrozumie, wiedza ta i Twój gest pozostanie w jej duchu i zaprocentuje w odpowiednim dla niego czasie (tj. wtedy, gdy na zmianę będzie gotowy). Ponadto pomoc drugiemu nie musi wiązać się z poświęceniem własnego rozwoju moralnego. Wszystko zależy jaki rodzaj pomocy poweźmiemy.
Czy wiesz już Achillu, co powinieneś był zrobić?