Odnośnie ''iluzji'' i Matrixa.(tak, to było na pierwszej stronie tematu-ale przypomniało mi się, że dużo o tym kiedyś myślałam) To stanowi przedmiot moich rozmyślań od ponad roku, kiedy usłyszałam o tym od pewnej osoby, która mocno mi wówczas zatrzęsła życiem i sprawiła, że zaczęłam
szukać. Już dawno zauważyłam, że Bóg istnieje poniekąd jakby poprzez nas samych, że jeśli tak naprawdę do końca nie wierzymy w swoje pragnienia i w to, że damy radę je zrealizować, nie pomoże nam bezpośrednio nikt z zewnątrz. Do Boga tak naprawdę modlę się o siłę, którą mógłby mi dać do realizacji tych celów, ale myślę że zachodzi wówczas jakiś proces energetyczny, którego nie umiem do końca wyjaśnić, ale jakby się kumulowała w całość jakaś nagromadzona i rozproszona we mnie wcześniej energia.
Jak już pisałam- trudno jest weryfikować nieznane, poza tym, każdy ma swoją Prawdę, która pasuje do jego życia i jego modelu świata-jakkolwiek byśmy się utożsamiali z jakimś konkretnym prądem filozoficznym czy wyznaniowym, zawsze to wszystko troszkę naginamy pod siebie- utożsamiamy się z czymś z konkretnego powodu. Budujemy sobie to wszystko cegiełka po cegiełce...
Myślicie, że ja bym tu była i wierzyła w istnienie jakiegoś świata poza ludzkim, gdybym nie doświadczyła osobiście jego wpływów? Poglądy biorą się z doświadczeń.
Tu się pojawia druga kwestia- matrix i iluzja. Nasz świat sami sobie tworzymy, mam na myśli jego mentalny wymiar. Jeśli wkręcę sobie w głowie, że nie wyjdę dziś na imprezę, bo ludzie których napotkam są z zasady negatywnie do mnie nastawieni i chcą mnie krzywdzić, mój świat jest pełen lęku i klaustrofobiczny. Jeśli powiem sobie dziś rano, że na pewno czeka mnie coś dobrego, jeśli tylko wyjdę dziś na imprezę, idę tam świetnie nastawiona i faktycznie spotyka mnie coś fajnego. Wszystko zależy od nastawienia- nie tylko nasze osobiste doznania, ale również rozwój wypadków. Czemu tak jest, ja tego nie wiem, rozumiem jak, nie rozumiem dlaczego. No ale jest.
Świadomość jest trochę jak plastelina, ma taki kształt, jaki sobie z niej ulepimy. Jeśli kogoś ulepimy sobie w świadomości jako świętego i najlepszego przyjaciela, może być on naszym najgorszym wrogiem, a my nie będziemy sobie z tego zdawać sprawy.
Pod tym właśnie względem myślę, że świat jest
iluzją.Ten nasz osobisty. Ale istnieje oczywiście coś takiego jak zbiorowa świadomość...nie wiem czy dobrze kojarzę, ale chodzi mi o to, co nazywa się Kroniką Akaszy, taka pamięć należąca do świata, magazynująca wszystkie zdarzenia. Nasze jednostkowe świadomości tworzą zbiorową nadświadomość...może to ona powinna być rozumiana jako Bóg?
Ale skoro jednostkowa świadomość jest jak plastelina, to czy to samo prawo nie może zadziałać w przypadku świadomości zbiorowej? Że rzeczywistość jest w takim razie połączonymi w kupę
matrixami wszystkich ludzi?
Trochę filozofowania nie zaszkodzi. A lekarstwem na to, żeby nie dać się omamić temu naszemu osobistemu
matrixowi jest [mentalna] czerwona pigułka. Czyli trochę poszukiwać we wszystkim, szukanie na wszystko własnej odpowiedzi a nie tylko pochłanianie cudzych. Do czego staram się dążyć. I czego wszystkim życzę.