autor: natalia » 01 gru 2013, 00:12
Mnie też jest bardzo przykro z powodu śmierci Piotra...Niestety, ale i ja przeczuwałam najgorsze. Już wiele m-cy temu zastanawialiśmy się z Marcinem, co się z Nim dzieje, dlaczego się nie odzywa. Nawet mieliśmy takie plany, aby wziąć urlopy w pracy, zrobić sobie wyjazd na ten Śląsk i Go odwiedzić/zobaczyć/odszukać, mając nadzieje, że żyje. Nawał pracy pokrzyżował nam te plany. Nie znałam Go długo i dobrze, ale znałam osobiście i nawet przez pewien czas byliśmy sąsiadami. Zapamiętałam Go jako człowieka mądrego, dobrego, uduchowionego, ale też bardzo wrażliwego i, niestety, chyba nieszczęśliwego.Fizycznie - chłop jak dąb, wielki, silny i wysoki, wewnątrz - delikatny i wrażliwy. Takie 2 natury. Tak, Piotr nie był stary. Nie wiem nawet czy skończył te 50 lat, które miał rocznikowo. Ale był chory. Jedna choroba, wpędziła Go w kolejne. Najpierw ta pierwsza, przypadkowo odkryta, będąca zaskoczeniem, typowo fizyczna, nieuleczalna,bardzo poważna, ale dająca się leczyć. Potem kolejna, tym razem psychiczna, taka jakby permanentna depresja/załamanie się/niepogodzenie się z tą pierwszą, a potem jeszcze problem z nałogiem...Nie umiał sobie poradzić z tym wszystkim. Żył sam, samotnie, niby z wyboru, ale tak naprawdę i ta samotność Go zabiła. Chciał walczyć, chciał żyć, chciał się ratować, jednocześnie upadał i sam siebie zabijał, potem podnosił i znów upadał...Gdy się przeprowadzał na Śląsk, miał nadzieję, na lepsze życie, cieszył się. Chciał być bliżej swojej rodziny, dalekiej bo dalekiej, ale jednak rodziny, były to tereny, które znał. Nigdy nie zapomnę, jak kilka lat temu, gdy ja, Marcin, Konrad, Rafał i Piotr jechaliśmy pociągiem do Krakowa, rozmawialiśmy na różne tematy. No i Piotr opowiadał np. o swoich rodzicach, ich chorobach, życiu, śmierci. Rodzice mieli chyba po 75 lat, gdy umierali. Piotr założył sobie, że będzie umierał mniej więcej w ich wieku i stwierdził, że "będzie korkował za jakieś 30 lat". Pamiętam, że nikt tego nie skomentował, nikt się nie zaśmiał, ale każdy miał poważny wyraz twarzy. I nikt z nas, nie spodziewał się, że to tak szybko nastąpi. A przede wszystkim On sam. Nigdy też nie zapomnę, wspólnych, moich, Marcina i Piotra, wypraw do kościoła, wieczornych dyskusji czy kolacji u nas. Mam nadzieję, że nie cierpiał, że śmierć była szybka i że już jest w DOBRYM MIEJSCU i tam mu jest LEPIEJ NIŻ TU. Trzymaj się Przyjacielu, i do zobaczenia w przyszłości!!! A my, spieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą...