Nie podzielam twojego zdania Nikita. Według mnie jeśli stwierdzono "śmierć mózgu" poprzez odłączenie od respiratora na 10 minut i osoba ta nie daje znaku życia, to osoba ta na 100% nie żyje. W artykule "Śmierć mózgu" napisano:
"Nawiasem mówiąc trzeba w tym miejscu dodać, że badanie bezdechu, polegające w Polsce na wyłączeniu respiratora ma 10 minut, uszkadza mózg powodując nieodwracalne załamanie się krążenia krwi w tym narządzie i może spowodować nawet śmierć pacjenta, co podkreśla w swoich pracach brazylijski neurolog Coimbra (1999, 2007)"
Owszem, 10 minut bezdechu to PEWNA ŚMIERĆ, z tym się zgadzam w 100%. I jeśli Bóg nie "obudzi" takiej osoby, to znaczy, że ona miała umrzeć i można ze spokojem pobrać od niej organy do przeszczepu.
Te przypadki ludzi odzyskujących świadomość po stwierdzeniu u nich "śmierci mózgu", o których napisano w przytoczonych przez ciebie artykułach, to według mnie nadużycia lekarzy. Bo czym innym jest śpiączka, a tym bardziej farmakologiczna (w śpiączce organizm reaguje normalnie, serce bije samo z siebie), a czym innym "śmierć mózgu", gdzie organizm nie wykazuje żadnych oznak życia BEZ MASZYNY. A musisz pamiętać, że to człowiek stworzył maszyny i według mnie prawo boskie ma pierwszeństwo. Jeśli Bóg zdecydował, że ktoś ma umrzeć, to człowiek z maszynami niech się tam nie pcha. Organy do przeszczepu można pobrać tylko do pewnego czasu po stwierdzeniu śmierci. Dlatego jeśli człowiek umiera w szpitalu, to jest duża szansa na pobranie tych organów. A organy od jednego dawcy mogą uratować nawet kilka istnień ludzkich.
Dlatego jestem za oddawaniem organów do przeszczepów. I sama wydrukuję sobie karteczkę, że MOJE ORGANY W PRZYPADKU MOJEJ ŚMIERCI PROSZĘ WZIĄĆ DO PRZESZCZEPÓW. Choć jak sama przytoczyłaś wcale tej karteczki nosić nie muszę, bo w prawie polskim, jeśli nie ma oświadczenia o niewyrażeniu zgodny na pobranie, przyjęte jest iż jesteśmy hipotetycznymi dawcami.
Zrobię sobie także drugą karteczkę "Nie ratować za wszelką cenę": jeśli Bóg mnie do siebie powoła, to nie chcę być na siłę trzymana na ziemi. I dlatego też jestem za eutanazją, ale tylko jeśli chory świadomie o to poprosi.
Swoją drogą w dawnej Japonii, Skandynawii, a nawet na Węgrzech był zwyczaj odchodzenia starych ludzi na ostatnią "pielgrzymkę" w góry. Sama chciałabym tak umrzeć