Hmm, temat bardzo ciekawy.
Wiele rzeczy domniemywam ale kilka jestem pewien - na tyle, na ile można być czegoś pewnym w tej materii.
Praca nad sobą - zdecydowanie tak. Jak widzę podejście ogromnej większości ludzi do śmierci w dzisiejszym społeczeństwie, które nas otacza - to mi ich zwyczajnie i po ludzku żal. Szkoda, że tak mało ze śmiercią obcujemy i stygmatyzujemy ją jak gdyby faktycznie miała być nieuniknionym końcem - co jest moim subiektywnym zdaniem oczywiście wierutną bzdurą. Kiedyś umierało się w domu, wśród najbliższych a najbliżsi byli naszej śmierci często obserwatorami - to chyba zbliżało temat i oswajało ludzi z całym procesem. Dzisiaj umieramy w szpitalach, klinikach etc a do śmierci podchodzi się ze strachem. Nie mogę powiedzieć, że w ogóle nie ma we mnie strachu do śmierci bo jest - ale to jest strach kierowany bardziej ciekawością, bardziej dreszczyk emocji - coś w ten deseń. Buddyzm oczywiście świetnie sobie z tematem radzi, mamy kilka fajnych praktyk - jak na przykład praktyka 'poła" tzn praktyka świadomego umierania - ale nie chciałbym tu nikogo indoktrynować
Idąc dalej - karma. Jakkolwiek to nazwiecie, prawo przyczyny i skutku jest jedną z rzeczy, których jestem absolutnie pewien.
Z całą pewnością, zabieramy bagaż doświadczeń 'dalej' - i z całą pewnością dobrze jest ze sobą brać pozytywny bagaż doświadczeń.
Rozumiem to w ten sposób na dzień dzisiejszy, że dobrze jest gromadzić w umyśle pozytywne wrażenia. Pozbywać się negatywnych. Dzisiaj jesteśmy tym, co wczoraj zrobiliśmy - przed wczoraj powiedzieliśmy - a przed-przed wczoraj pomyśleliśmy (w cudzysłowie)
Ciąg przyczynowo skutkowy jest chyba w moim wypadku największą motywacją do zmian i pracy nad sobą. No bo, w czym możemy pomóc innym (niezależnie od tego czy w tym życiu czy w kolejnym lub poprzednim), będąc sami pomieszani, samemu ciepiąc lub żyjąc w strachu. Temat rzeka generalnie...