Tak myślę, że dobrym pomysłem, który już kiedyś przećwiczyliśmy w Warszawie w dawnych czasach (czyli w 2006 r.) jest nadanie nazwy grupce spirytystycznej. Dzięki temu nadaje się jej życie, a jej matki i ojcowie założyciele traktują ją jak ukochane dziecko i bardziej o nią dbają.
Tak było z grupą studiów spirytystycznych im. Leona Denis, którą założyliśmy w Warszawie w czasie drugiej wizyty Divaldo. Wcześniej znaliśmy się, ale jakoś ciężko było zorganizować spotkania. Gdy nadaliśmy nazwę naszej grupie, poczuliśmy za nią nieco większą odpowiedzialność i od tego momentu rozpoczęliśmy regularne spotkania raz w miesiącu. Bywało na nich nawet po 9 osób, licząc moją roczną wówczas córkę, która zawyżała nam średnią.
Podobnie stało się, gdy założyliśmy PTSS - myślę, że wszystkie osoby, które uczestniczą w naszych spotkaniach potwierdzą moje stwierdzenia. Gdy zakładamy nawet nieoficjalną grupkę, dużo łatwiej jest działać.
Myślę, że kolejnym krokiem będzie stworzenie takich grup również w innych miastach, gdzie mamy aktywnych spirytystów. To chyba będzie główny plan na ten rok
Oczywiście grupki te będą wspierane przez PTSS, gdyż to jest jeden z celów, który sobie stawiamy. Osoby działające w pracach takich grup nie muszą zresztą być członkami naszego stowarzyszenia.