Bo te mapy są takie strasznie stare... Tak naprawdę sporządzone jeszcze w czasach kiedy człowiek rozumiał rzeczywistość całkiem inaczej.
Pamiętam odcinek przygód Tytusa, Romka i Atomka w którym chłopaki postanowili iść na przełaj na tzw. azymut. Idąc tak, weszli w bród po pas, chociaż niedaleko była kładka. Przeleźli przez płot, chociaż niedaleko była furtka
. Bo starali się iść dokładnie zgodnie z kompasem
.
I niektórzy podtykają innym pod nos takie stare mapy tłumacząc że to dobre, że tego się trzeba trzymać, że wtedy na pewno będzie dobrze... I znajdują ludzi którzy przez życie wędrują zgodnie z tymi wskazówkami.
Widzą że można inaczej ale tkwią przyklejeni do tych prawd wyniesionych z dzieciństwa jak zaczarowani. Bo jeżeli dziecku coś się "poda do wierzenia" posiłkując się emocjami tego dziecka to ono tak się będzie bać że powie że wierzy w to co mu się mówi, cokolwiek by to nie było. A kiedy dorośnie, będzie się raczej jako człowiek dorosły starać tak nauczać kolejne pokolenie dzieci. Uzasadniając to w najbardziej nawet dziwaczny sposób, choćby chłonnością dziecięcego umysłu. Ale ani słowa o terrorze psychicznym, nie wolno...
Dojrzałość, z tego punktu widzenia, polega właściwie wyłącznie na tym że widząc niezgodność mapy z terenem przyjmuję że to mapa jest wadliwa. A nie teren... A że mogę pobłądzić ? A czy to moja wina że mapa jest wadliwa ?
Ale to wymaga refleksji. I to takiej odważnej bo trzeba poddać refleksji to co wpojone zostało w dziecięce lęki. Czyli że muszę z powrotem wrócić do tkwiącego we mnie małego, zalęknionego dziecka i z mocą wynikającą z dorosłości powiedzieć mu że to i tamto prawdą nie jest...
I z wyrozumiałością odnosić się do tych którzy, z naprawdę bardzo różnych przyczyn, nie chcą tego zrobić. Z wyrozumiałością, ale nigdy z pobłażaniem. Nikt nie ma prawa wykorzystywać lęków małego dziecka w celu wpojenia mu czegokolwiek. Zwłaszcza tu i teraz kiedy tyle wiadomo o psychologii ludzkiego rozwoju. Nawet jeżeli tu i ówdzie ktoś, bezradny wobec problemów wychowawczych ucieknie się do terroru wobec dziecka, bo tak się zdarzać będzie zawsze, to nie wolno tego gloryfikować.
Dla mnie to temat - rzeka, mógłbym pisać jeszcze wiele. Ale po co ? Nikt nie jest w stanie przeobrazić drugiego człowieka. Uwolnić go od nieracjonalnych lęków z dzieciństwa i jeszcze mniej racjonalnych wierzeń, przekonań z tymi lękami stowarzyszonymi. W ogóle to sama próba rozmowy na ten temat jest trochę pozbawiona sensu bo widać wyraźnie że rozmawia się pozornie tylko z dorosłym a w gruncie rzeczy z dzieckiem artykułującym poglądy wpojone weń w dzieciństwie. Przez ludzi którym w ich dzieciństwie również te poglądy skutecznie wpojono. Czyje właściwie są te poglądy ?
Jeżeli o mnie chodzi to wolę błądzić
. Wędrować ścieżkami, jak ktoś napisał, rzadziej uczęszczanymi.