Jasne , ale uprzedzam, że to długa opowieść
U mnie w zasadzie wszystko rozpoczęło się od problemu czym jest samoświadomość. W sumie już jako nastolatek zacząłem sobie zadawać pytanie dlaczego mam świadomość tego, że istnieję. Postrzegałem to jako dość nieprzyjemny fakt, bo każde nieprzyjemne przeżycie, negatywne uczucia, sprawiały, że dość boleśnie odczuwałem to, co się ze mną dzieje. To moje wewnętrzne ja przeszkadzało mi w dostosowywaniu się do okoliczności, a często zmuszało do wyborów niezgodnych z tym co byłoby dla mnie korzystne. Zasadniczo z ewolucyjnego punktu widzenia altruizm, poświęcanie się dla innych, hamowanie swoich ciągot do dominacji nad innymi i wykorzystywania wszystkich możliwych środków aby zaspokajać zachcianki jest.... czymś szkodliwym. Atawizmem, który upośledza cię w ludzkim stadzie, walczących ze sobą osobników - zgodnie z teorią doboru naturalnego.
Religie odpowiadały, że mamy w sobie pierwiastek boski - duszę - więc nasza samoświadomość, wsparta uczuciami, temperuje ludzkie zwierzęce ciało i popędy. Problem polegał na tym, że religie opierają się w większej części na wierze i przekazywaniu dogmatów, które nie podlegają dyskusji - nie podlegają dyskusji, jeśli chodzi o wiernych, bo zwykle kapłani ( jeśli zerknie się do historii) dość swobodnie naginają prawdy wiary do aktualnych, nieraz politycznych potrzeb.
To dlatego jako nastolatek odrzuciłem wszelkie formy religijności, odsunąłem do późniejszego sprawdzenia ideę Boga, oraz nieśmiertelnej duszy i ruszyłem na spotkanie z ateizmem. Zachwyciłem się prostotą, oraz sprawdzalnością tego o czym mówi. Świat można było w myśl redukcyjnego materializmu zważyć, zmierzyć zrozumieć i dostosować do swoich potrzeb. Richard Dawkins jest "kapłanem" ateizmu, więc stał się moim przewodnikiem. Na początku było cudownie - zachwyciłem się logiką i prostotą wyjaśnień naukowych. Na pewnym poziomie są niepodważalne i oczywiste. Po prostu pochłaniałem literaturę naukową. Z czasem jednak zacząłem odkrywać że im bliżej znajduję się istotnej dla mnie kwestii czym jest samoświadomość, tym bardziej mgliste odpowiedzi uzyskuję.
Uszkodzenia mózgu przekładają się na zdolności poznawcze i motoryczne organizmu - w porządku, ale czy to samo dzieje się ze samoświadomością ? Czy samoświadomość to wydzielina mózgu ? Tutaj już otwiera się pole do spekulacji.
Świat powstał w wyniku wielkiego wybuchu (to jedna z teorii) bo taki obraz uzyskano po analizie równań kosmologicznych jego stanu- w porządku, ale jak to możliwe aby cała energia wszechświata znalazła się w jednym punkcie nieprzestrzeni oraz nieczasu (bo przestrzeń i czas powstały wraz z Wielkim Wybuchem).
Bóg i dusza nie istnieją, bo... no bo nikt tego nie udowodnił: nie zważył duszy, nie zbudował urządzenia do rozmów z Bogiem
Jak ktoś chce twierdzić, że istnieje Bóg to powinien tego dowieść eksperymentalnie.
Takich pytań oraz wykrętnych odpowiedzi, odkrywałem coraz więcej. A potem odkryłem najistotniejszą rzecz, również u siebie. To nie jest tak, że jak lubią podkreślać ateiści, wszystko sprawdzają, zanim uznają to za poprawne z punktu widzenia naukowego. Nie siedzą nad równaniami mechaniki kwantowej, nie analizują teorii naukowych, nie dokonują samodzielnie pomiaru krzywizny ziemi, aby się o niej przekonać namacalnie. Ufają a bardziej
wierzą autorytetom naukowym i ich interpretacji rzeczywistości która - i tutaj najważniejsza niespójność - zmienia się w raz z rozwojem nauki, więc wcale nie jest czymś, o czym można by toczyć tak wielkie wojny ideologiczne jak Richard Dawkins. Skąd pewność że nuka odkryła już wszystkie najistotniejsze prawdy i nie czeka jej kolejny przełom, taki jak kiedyś, po opracowaniu teorii względności, czy powstaniu probabilistycznej mechaniki kwantowej ?
Redukcjonizm materialistyczny to wygodne narzędzie - mikroskop, którym możemy badać obiekty w skali mikro, teleskop którym możemy badać gwiazdy, ale redukcjonizm materialistyczny to tylko narzędzie, nie obiekt badań. Przez mikroskop nie da się zobaczyć leśnego pejzażu, a przez teleskop struktury tkankowej roślin. Trzeba umiejętnie dobierać narzędzie, aby obserwować daną kategorię zjawisk. Błędem i nadużyciem jest twierdzenie, że nie istnieje coś, czego nie zaobserwowaliśmy, tylko dla tego, że nikt nie wie, jakiego należałoby użyć narzędzia.
W ten sposób przestałem być ateistą, choć nigdy nie stałem z powrotem osobą wierzącą w dogmaty. Wszystko jest kwestią poszukiwania odpowiednich narzędzi i prawidłowego ich użycia. Nauka - jak mi się zdawało - nie dysponuje żadnymi narzędziami do badania, samoświadomości, Boga czy duszy. Tak myślałem.
No i wtedy trafiłem przez przypadek na informację, że istnieli naukowcy, którzy znaleźli narzędzia do badania tych pozornie niepoznawalnych spraw, tylko tyle, że dotarcie do ich wyników jest trudne, ze względu na ostracyzm tzw "poważnych" naukowców, którzy nigdy nie zadali sobie trudu, zweryfikowania wyników badań swoich kolegów (bo często badaniami spirytystycznymi zajmowali się właśnie poważni naukowcy, którzy płacili olbrzymią cenę za dowodzenie prawdziwości swoich obserwacji). Udało mi się dotrzeć do źródeł - tutaj wielkie podziękowanie dla wszystkich, którzy zadali sobie trud tłumaczenia i wydawania książek spirytystycznych
- i okazało się, że poprzez przyrodniczą, czysto obserwacyjną metodę można uzyskać zadziwiającą wiedzę, potwierdzającą istnienie nieśmiertelnego ducha i co dla mnie najistotniejsze, zdobyć odpowiedzi czym jest samoświadomość, a nawet cel tego co nas otacza. Uzyskałem dużo więcej odpowiedzi, niż zadałem pytań, dzięki naukowcom, którzy znaleźli odpowiednie narzędzia do badania tego, co według oficjalnej części świata naukowego, nie może istnieć, więc nie podlega jakiejkolwiek dyskusji.
I to by było mniej więcej tyle