Nie wiedziałam gdzie umieścić ten temat, ale ma klimat więć zdecydowałam tu.
Postanowiłam wrzucić ten temat tutaj ze względu na miejsce i moje skojarzenia.
Będąc w Szkocji, głęboko na północ z dala o hektary drogi od Edynburga i Glassgow mieszkałam sobie w miejscu dzikim i z dala od cywilizacji. Rzadko spotykane skupiska domów w ilości 3 czasem 4 rozrzucone po dolinach świadczyły o terenie trudnym do zamieszkiwania, oraz zdala od źródeł pracy zarobkowej.
Jeżdżąc po tym terenie zwiedzałam stare cmentarzyki nawet 1500 roku
Wiadomo, że Anglia i Szkocja to kraj, w którym szanuje się wszelkie zabytki. Domy budowane z kamienia nadal służą ludziom, stare kościoły w wyludnionych osadach, opuszczone domy, w których nikt nie mieszka od dziesiątków lat.
Na jednym z rozjazdów dróg w okolicy Elvanfoot na wzniesieniu stoi kościół. Wokół są groby ze starymi zmurszałymi płytami nagrobkowymi. Niektóre zapadnięte. Postanowiłyśmy wraz z siostrzenicą wejść na teren opuszczonego cmentarza i kościoła.
Główne wejście było zamknięte. Jedynym śladem bytności człowieka w tym miejscu był przystrzyżony trawnik. Żadnych nowych grobów, bo i skąd by się tam miały wziąć jak nie ma ludzi.
Obeszłyśmy cały obiekt. Z tyłu budynku były małe drzwi. Weszłyśmy do środka. Klimat był trochę niesamowity. W środku widać było w jednej części niebo, bo dach był załamany. Kiedy przesunęłyśmy się za załom filara ujrzałyśmy na ścianach pozawieszane lalki. Różne lalki, łącznie z kukiełkami, pacynkami starymi lalkami. Były tam również porozciągane parasole, jakieś rzeźby z konarów drzew. Na byłym ołtarzu stał współczesny czajnik i dwa kubki. Pomyślałyśmy, że być może ktoś kto tutaj dba o trawnik ma przystań na herbatkę.
Sama sceneria była dość niesamowita. Część podłogi była kamienna, natomiast część z drewna. Wyglądało to jak miejsce na zejście do krypty. Stawiając nogę na tej drewnianej podłodze, czułam jak deski się uginają w dziwny sposób. Cofnęłam się z obawy przed wpadnięciem do tego Hadesowego miejsca.
Obie wrażenia miałyśmy jak z horroru. Przechodząc wzdłuż kościoła w bocznej nawie znalazłyśmy stare wózki dziecięce. Mnóstwo starych wózków. Jedne drewniane inne już bardziej współczesne oczywiście w różnym stanie. Dalej były figurki i statuetki buddów. Chińskiego, Hinduskiego, oraz awatarów. W niektórych miejscach na ścianach rozwieszone były stare tkaniny z wizerunkami Shivy, Nataraya, i bogini Kali. Te wszystkie artefakty były stare zniszczone przez wilgoć i wodę cieknącą z załamanego dachu, oraz przez czas. Gdyby nie ten czajnik z kubkami miało się wrażenie, że czas tutaj stanął wiele, wiele lat temu. Być może ktoś sobie tutaj mieszkał, ale po co miałby w sumie mieszkać z dala od ludzi na cmentarzu i w opuszczonym kościele. Warunki w tym klimacie są wręcz spartańskie. Zimy długie a lato to dwa tygodnie i temp. 18 stopni max. Na to miejsce to lato stulecia Jakby ten ktoś mógł przetrwać zimę?
Do dzisiaj się zastanawiamy, czy ktoś sobie zrobił tam miejsce kultu, czy jakiś świr tam zamieszkał. Być może ktoś z Pakistanu ukrywał się przed Urzędem emigracyjnym. Do dzisiaj nie rozgryzłyśmy tematu.
Wiem jedno w nocy nie poszłabym tam sama. Brrrr... Chociaż aurycznie nie było źle. Bardziej sceneria przerażała.
Ma ktoś jakiś sensowny pomysł?