Nie mogłem się zdecydować czy tekst ten umieścić tutaj czy w dziale "Nasz Spirytyzm" dlatego w razie uznania proszę Moderatorów o zmianę miejsca docelowego
Nieco dla rozruszania tego wątku opiszę Wam moje trzy skromne historyjki dotyczące jak mniemam kontaktów ze światem niematerialnym. Dla osób zajmujących się spirytyzmem nie będzie to nic odkrywczego, ale mam nadzieję że w ten sposób zachęcę innych do dzielenia się swoimi przeżyciami Posłuchajcie.
1) Pierwsza historia chyba wywarła na mnie największe wrażenie, a od tego właśnie momentu przestałem wątpić w życie pozagrobowe.
Kilka już lat temu zmarła babcia mojego kolegi. Darzyłem ją sporą sympatią i mimo iż w tamtym okresie miałem wielki kryzys wiary w cokolwiek, to postanowiłem się za nią pomodlić, na tyle na ile umiałem. Myślę, że wtedy chyba pierwszy raz, tak na serio się modliłem. Słowa me były proste, ale chęci jak najbardziej szczere i szlachetne .To już nie było „klepanie zdrowasiek” na odwal.
Modlitwę tą połączyłem z pozytywną wizualizacją samej zmarłej jako pozytywnej i wesołej osoby przechadzającej się po pięknych ogrodach (tam mi intuicja podrzuciła). W każdym bądź razie modlitwy swe kontynuowałem przez dłużysz czas, nie informując o tym fakcie kogokolwiek z żywych.
Po kilku dniach zdarzyło się coś ciekawego. Zadzwonił do mnie wspomniany już kolega i wyraźnie zawstydzony, oniemiały stwierdził, że może będzie to dla mnie zabawne, ale „śniła mu się dziś babcia i kazala ci podziękować serdecznie za modlitwy. Powiedziała że teraz jest jej już dużo lepiej”
Był to dla mnie autentyczny szok! Byłem wszak pewien, że kolega nie ma pojęcia iż modlę się za duszę zmarłej, a mimo to dostał przekaz senny wraz z podziękowaniami za modlitwę od niej.
Teraz to dla mnie śmieszne, ale wówczas to był istny grom z jasnego nieba dzięki któremu przekonałem się definitywnie że śmierć nie istnieje.
Duch zmarłej od tej pory ukazywał się koledze jeszcze kilkukrotnie czasami zostawiając dla mnie pozdrowienia i podziękowania. Ja do dziś czuję do owej pani wielką sympatię i staram się pamiętać o jej duszy w mych modlitwach.
2) Historia druga.
Miałem bardzo dziwy sen. Śniło mi się, że jestem w czymś na wzór policyjnego pokoju przesłuchań. W pomieszczeniu poza moją skromną osobą była jasna postać, którą utożsamiam z moim Opiekunem oraz…mężczyzna po 50tce mieszkający niegdyś w tym samym bloku co ja. Bardzo mnie zdziwiła jego obecność w mym śnie, chociażby dlatego że owego mężczyzny nie widziałem już co najmniej lat kilka. Osobnik ten jak pamiętam uskarżał mi się na silny ból jaki odczuwa, mantrował wręcz to słowo. Wspominał też że nie ma nadziei, a chłód i ból są wszechpotężne. Starałem się go uspokoić powoływałem się na autorytet Boga i zapewniałem że wszystko będzie dobrze. Wówczas to pan stał się bardzo agresywny, rzucił się na mnie, ale jakaś jasna energia (najpewniej mój Opiekun) odrzucił go ode mnie i trzymał w bezpiecznej odległości. Ciemniejsza postać, od której czuć było wyraźny smutek, żal i samotność zażądała bym się za nią pomodlił i pomógł jej przejść na „drugą stronę” bo w przeciwnym wypadku będzie mnie prześladować.
Obudziłem się. Byłem wyraźnie przestraszony, ale stwierdziłem że to tylko jeden z wielu koszmarów jakie nawiedzały mnie w tamtym czasie. Jakież to było moje zdziwienie gdy zasnąłem ponownie i ponownie ujrzałem tego samego mężczyznę który po raz kolejny domagał się modlitwy za jego duszę. Tym razem nie było już przy mnie żadnej ochrony, pamiętam że odczuwałem wręcz fizyczny ból po kolejnym spotkaniu z tym duchem. Z trudem, ale jednak udało mi się wyrwać ze snu, tyle że tym razem wyraźnie czułem na swej szyj ślady po zaciskających się dłoniach Wtedy wolałem już nie ryzykować. Mimo całej niedorzeczności tej sytuacji (bo co do cholery ten facet, który jak myślałem żył sobie normalnie robił w moim śnie?) Modliłem się jakiś czas za duszę tego człowieka, prosiłem żeby odszedł na drugą stronę, a Boga o to by wybaczył mu jego winy, a dobre czyny sowicie wynagrodził. Po pewnym czasie udało mi się zasnąć, a owy człowiek już nigdy nie ukazał mi się we śnie.
Następnego dnia, jeszcze nieco zniesmaczony całą sytuacją zadzwoniłem do siostry by opowiedzieć jej mój sen i wtedy to dowiedziałem się że mężczyzna z mojego zmarł kilka dni wcześniej.
Pan ten nie należał do ludzi „łatwych”. Miał problemy alkoholowe, a i życie rodzinne „nie kleiło się”. Z perspektywy czasu myślę, że faktycznie mógł przywędrować chcąc uzyskać pomoc w odejściu z naszego świata.
3) Opowiastka już ostatnia, nieco innego typu niż dwie poprzednie, ale równie prawdziwa.
Czujecie na sobie wzrok jakiegoś bytu, który nie spuszcza Was z oka. Podąża za Wami jak cień, wydając czasami dziwne odgłosy. Znacie to, prawda? Ja też już zdążyłem poznać...
Z natury jestem sceptykiem, nie należę do osób które każde odgłosy traktowały by jako manifestację duchów spoza naszej ziemi ale jakieś dwa lata temu miałem"przyjemność" egzystować z czymś co nie miało ciała fizycznego. W chwilach gdy byłem sam w domu i znajdowałem się akurat na parterze, z mojego poddasza dochodziły dość wyraźne dźwięki świadczące o obecności tam kogoś/czegoś. Ustawały one natychmiast z chwilą gdy ja udawałem się na górę, żeby sprawdzić co się dzieje. Początkowo zakładałem, że może jakaś mysz dostała się do pokoju, albo może podłoga i meble „pracują”. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że dźwięki te z czasem zaczęły się nasilać, do tego stopnia że uniemożliwiały mi np. czytanie czy oglądanie telewizji. Byt ten wyraźnie lubił mnie wyprowadzać z równowagi i bawić się ze mną w kotka i myszkę, zaprzestając swojej działalności gdy ja znajdowałem się na poddaszu lub nie byłem w domu sam. Po pewnym czasie zgłosiłem się do znajomej, zajmującej się głównie reiki ale także właśnie kontaktami z „drugą stroną”.
Stwierdziła ona, że prześladuje mnie byt, który nigdy nie inkarnował jako człowiek, a nie mogąc znaleźć swego miejsca na świecie postanowił „przykleić” się do kogoś i znaleźć sobie domek.
Nazwała go „chochlikiem”. Stwierdziła również że posiadam uzdolnienia mediumiczne i dlatego wszelkie tego typu byty z chęcią mogą do mnie lgnąć, wiedząc że wyczuję ich obecność. Dzisiaj pewnie postarałbym się skontaktować z tym bytem, pomodlić za niego i poprosić by odszedł, natomiast wówczas potraktowaliśmy go wraz z koleżanką jak katoliccy egzorcyści – bez cienia miłości rozkazując mu wynosić się z mojego domu. Tak też się stało.